20.12.2013

Rozdział dziesiąty

~.~ Grzesiek ~.~
Po wygranym przez nas meczu chciałem porozmawiać jeszcze z Leną. Właściwie nie miałem dla niej nic ciekawego do powiedzenia. Chciałem tylko pogadać. 
Po ostatnim gwizdku zobaczyłem ją z Kamilem. Już chciałem do nich podejść, gdy Lena nagle odeszła szybkim krokiem z hali. Nawet mnie nie zauważyła, a ja nie mogłem, choć chciałem, za nią pobiec. Musiałem jeszcze odbyć rozgrzewkę po meczu i przebrać się w szatni. No i oczywiście po podpisywać kilkadziesiąt autografów, co czasami mnie nieco denerwowało i nużyło.
Wróciłem do swoich obowiązków z zamiarem zadania później masę pytań fotografowi. Co jak co, ale z daleka było widać, że coś między Leną, a Kamilem się stało. Czyżby się już znali? Jeśli tak, to co między nimi zaszło?
Byłem też bardzo zdziwiony zachowaniem Kamila,. Zwykle cichy, prawie jak Piter, chłopak, zwykle zajmujący się tylko i jedynie swoją pracą, a dziś... Gdy rozmawiałem z Leną przed meczem, wtrącił się jak jakiś dzieciak, zupełnie go nie poznałem. Chociaż wtedy już zupełnie nie byłem pewien, czy ja tego człowieka kiedykolwiek znałem. Jeśli już, to chyba tylko z imienia i nazwiska.
Kontynuowałem pomeczową rozgrzewkę rozmyślając i obserwując roześmianych kolegów z drużyny zarówno swojej, jak i przeciwnej. Niektórzy jeszcze stali rozmawiając z kibicami, pozując do zdjęć i podpisując autografy. Przyszło mi nagle do głowy, czy kiedykolwiek stanie się taka sytuacja po meczu, kiedy nikt nie będzie oczekiwał od nas autografów. Odpowiedź była jednostronna.
- Ej, Kosa, co ty taki cichy dzisiaj! Chcesz Pita zastąpić? -zaśmiał się Igła, przechodząc obok jeszcze z jakąś kartką. -Chłopaki! Ma ktoś z was marker, długopis... Coś do pisania? - zapytał idąc dalej po hali z nadzieją, że znajdzie na boisku jakiś zabłąkany pisak.
- Mnie nie trzeba zastępować! - uśmiechnął się Piotrek, kończący już swoją rozgrzewkę.
- Igła, długopisy to nie grzyby, nie wyrosną ci tutaj. - zaśmiał się z zachowania Ignaczaka kapitan naszego zespołu, który skończył już swoją pomeczową rozgrzewkę i został jeszcze na hali, rozmawiając z kilkoma kibicami.
- Alek, grzyby tu też nie rosną. - odparował Krzysiek, naśladując białoruski akcent.
Zaśmiałem się tylko w duchu na humor kolegów, który im widocznie doskwierał po wygranym meczu i skończywszy pomeczową rozgrzewkę, udałem się do szatni. Na szczęście zaczepiły mnie tylko dwie fanki Resovii, prosząc o autograf, także mogłem w spokoju odbyć prysznic i przebrać się w prywatne ciuchy. Dziwnym sposobem dzisiaj strasznie mi się spieszyło i wcale nie zazdrościłem Alkowi i trenerowi, że musieli zostać jeszcze na konferencji.
Wychodząc z szatni prawie w biegu opuściłem halę. Po drodze rozglądałem się jeszcze za Kamilem, ale niestety musiał już wcześniej odjechać.
No cóż, zapytam go jutro.
Szybko doszedłem, a raczej dobiegłem do swojego auta i wyjechałem z parkingu spod Podpromia na główną ulicę. W 5 minut dojechałem do swojego mieszkania i kolejne 5 minut później znajdowałem się już w swoim "gniazdku".
Siadając na sofie zupełnie nie wiedziałem, za co się wziąć. Moje myśli ciągle zajmowała Lena, Kamil i ta tajemnicza "mała" dziewczyna poznana rano...

Hej hej! Dodaję WRESZCIE coś. Napisane kilka tygodni temu z nadzieją, że wymyślę coś jeszcze. Niestety aktualnie mam brak weny, ale postanowiłam coś dodać, bo trochę nudno tutaj się robi. Akurat dzisiaj (nie tylko ja) zaczęłam świąteczną przerwę, więc skupię się na tym opowiadaniu i może coś w tym roku jeszcze dodam. Chcę go jak najszybciej skończyć, ale jak na razie z moim słomianym zapałem jestem na... początku. 
Kompletnie nie mam pojęcia, po jaką cholerę dodaję wam tą masakrę, ale... Cóż.
Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku (no chyba że zdążę coś opublikować jeszcze i złożyć wam życzenia aktualniejsze)! Buziaki:*

1.10.2013

Rozdział dziewiąty

  ~.~ Lena ~.~
- Idziemy. - syknął mi wprost do ucha nawet nie oglądając się na środkowego, który był równie zaskoczony reakcja fotografa, jak ja.
- Poczekaj. Nie widzisz, że rozmawiam? - oburzona wytrąciłam się z jego rąk wciąż patrząc na chłopaka. - Nie jestem przedmiotem do przedstawiania w tę i w tamtą stronę! Czekałam na ciebie, szukałam cię wszędzie! Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że to ty jesteś fotografem tego klubu? Nie wiesz, jak ja cię szukałam?! Na pewno! Na pewno widziałeś jak chodziłam w tę i w tamtą stronę szukając cię, a ty pewnie tylko patrzyłeś i miałeś z tego bekę! - warknęłam rozzłoszczona. Nie zwracałam uwagi na tłum kibiców na hali, który ucichł i w skupieniu przysłuchiwał się mojemu głosowi ani na Grześka, który z otwartą buzią spoglądał to na mnie, to na Kamila.
Gdybym to zauważyła, na pewno najpierw powiedziałabym do Kosy, żeby zamknął buzię, bo mu wkrótce tam jakaś mucha wpadnie, a następnie spurpurowiała na widok afery, jaką zrobiłam.
Ale tak nie było, a oficjalny fotograf Resovii jak gdyby nigdy nic machnął ręką i odszedł.
Dopiero w tamtym momencie zobaczyłam, jakie wywołałam zainteresowanie. Wszyscy na mnie patrzyli: to z ciekawością, to ze złością, a inni nawet mieli ze mnie bekę i wytykali mnie palcami.
- Kosa! Albo się rozgrzewasz, albo nie wyjdziesz do pierwszej szóstki! - zagroził środkowemu trener rzeszowskiego klubu. Siatkarz od razu zareagował, widocznie bardzo mu zależało na grze.
- No to ja lecę. Pogadamy po meczu. - rzucił w moją stronę i wyszedł na boisko do reszty swoich kolegów.
Nie miałam wyboru, musiałam poszukać Kamila, inaczej nici z mojego marzenia o fotografowaniu meczy.
Nigdy nawet nie wyobrażałam sobie, że zrobię taki cyrk przed meczem.

*

Gwizdek na koniec meczu. Wygranego dla Resovii 3:1. Zrobiłam mnóstwo świetnych zdjęć, z czego byłam bardzo zadowolona.
Gdy Grzesiek poszedł rozgrzewać się, poszłam w celu znalezienia Kamila i przeproszenia go za tą aferę, którą mu zrobiłam. Znalazłam go przy wejściu na boisko, widocznie nieprzejętego wcześniejszą akcji i skupionego na robieniu zdjęć zawodnikom Delecty Bydgoszcz.
Fotograf Asseco Resovii wcale się nie przejął tym wcześniejszym cyrkiem, na moje przeprosiny zareagował lekceważącym skinieniem głowy. Nie wiedziałam, czy płakać, czy się cieszyć. Jednak postanowiłam wybrać to drugie i zachowywałam się podobnie jak student.
- Prześlij mi 100-200 zdjęć na maila, a ja je dodam na stronę, dobrze? Mam nadzieję, że wiesz, które zdjęcia są dobre, a które nie. Za tydzień mecz ze Skrą, jeśli za dwa dni przyjdziesz na wykład, to wyjaśnię ci wszystko, co i jak. - mruknął fotograf i wyszedł bez słowa pożegnania z hali.
Nie rozumiałam jego zachowania. Był jednocześnie arogancki, złośliwy, jak i nieczuły, zachowywał się jakby był w innym świecie.
Nie wiadomo jakim sposobem, nagle zatęskniłam za tym facetem sprzed kilku godzin, flirciarskim Kamilem... Chociaż wcześniej miałam ochotę wywalić go z mojego życia, do którego wpychał się z buciorami.
Co powinnam zrobić? Dalej go ignorować, czy dać radę poczuć coś więcej? Czy powinnam?
Na te pytania odpowiedzi dostałam zbyt szybko, niż się spodziewałam...

  ~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~
Siemka! Wróciłam, wróciłam, wróciłam!
Usunęłam bloga, a teraz go od usunęłam... Eh, może tu trochę po bloguję. Rozdziały będą tylko wtedy, kiedy mam wenę i czas. A to się zdarza rzadko, jednak- warto:).
Wracam po prawie 3-miesięcznej przerwie. Mam nadzieję, że ktoś mnie jeszcze pamięta:))

8.07.2013

Rozdział ósmy

 ~.~ Lena ~.~
...Mój sąsiad z wykładu.
Facet szczerzył się do mnie jak piesek do kości.
Pierdolić to, że wcześniej miał mnie w dupie!
Jęknęłam w duchu na ten jego bajerancki uśmiech.
Czy on na pewno jest skierowany do mnie?
Rozejrzałam się dyskretnie wokoło, ponieważ nie chciałam się przy gościu skompromitować. Było pusto, ale to w ogóle nie dziwiło, ponieważ była okropna pogoda. Ci, którzy mieli mieć autobus albo pojechali, albo przyjdą na ostatnią chwilę, bo po co stać w środku deszczu?
- Ej, mała, wsiadaj, podwiozę cię! - krzyknął do mnie uśmiechając się szeroko student. Zmrużyłam oczy patrząc z niedowierzaniem na gościa. - Wyluzuj. Nie wywiozę cię w las. Wsiadaj. - wskazał na miejce obok siebie dalej uśmiechając się tym swoim pięknym uśmiechem.
Po jakiejś chwili wahania wsiadłam.
A co, przynajmniej będę wcześniej w domu!
Podałam facetowi adres i... Całą drogę przesiedzieliśmy w ciszy. Głupia, myślałam, że zagada. Sama nie miałam na to odwagi, byłam szarą myszką zawsze i zawsze będę. Nawet nigdy tego nie próbowałam zmienić. Przyzwyczaiłam się.
W takim razie więc powinnam przwyczaić się do tego, że nic nie gada, nawet na mnie nie zerka. A więc chyba jednak odrobinę się zmieniam... Jęknęłam w duchu...
- To co, wybierasz się na ten mecz? - zapytał, gdy podjeżdżał już pod mój blok.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Skąd wiesz?
- Wiesz, ma się te znajomości! - prychnął ze śmiechem. Jeszcze wtedy wydawało mi się to słodkie. Nawet nie domyślałam się, że wkrótce to wszystko wywróci się do góry nogami, a ten śmiech wraz z jego szerokim uśmiechem na sam widok będzie wywołyłał u mnie uczucie wymiocin.
Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam.
- Ciekawa jestem, skąd masz te znajomości! - zachichotałam. Otworzyłam drzwi auta i szybko je zamknęłam, międzyczasie żegnając się z moim "wybawcą". Gdy znalazłam się na ulicy, deszcz lał jeszcze gorzej, a ja szybko pobiegłam do mieszkania, ponieważ nie chciałam się przeziębić.

*

Zdenerwowana wchodziłam wgłąb budynku pośrod pisków, wrzasków i śpiewu kibiców. W ręku trzymałam aparat rozglądając się co chwila za kimś, kto przypominałby fotografa. Niestety wiele osób zmierzających na halę niosło w ręku aparaty, co mnie trochę zdezorientowało.
Nie miałam kompletnego pojęcia gdzie zmierzać, ale podążyłam za resztą, co mi pomogło w trafieniu na halę.
Zbliżała się 17.25, odrobinę się spóźniłam, ale to i tak nie było ogromne spóźnienie, ponieważ siatkarze jeszcze nie wyszli na rozgrzewkę. Dlatego, gdy znalazłam miejsce oznakowane specjalnie dla fotografów, zaczęłam robić fotki rzeszowskim kibicom.
To było piękne samo w sobie. Robienie zdjęć tym kibicom dało mi dużo radości i śmiechu. Zrobiłam kilkadziesiąt świetnych, wzruszających, śmiesznych i zwariowanych fotek.
Właśnie gdy je przeglądałam na hali rozległ się pisk kilkunastu dziewczyn. Zaciekawiona podniosłam głowę znad aparatu.
Kibice bardziej się ożywili, niektórzy zaczęli skakać, inni piszczeć, a jeszcze inni śpiewać "przyśpiewki" Resovii. To wszystko towarzyszyło wejściu zawodników rzeszowskiego i bydgoskiego zespołu.
Uśmiechnęłam się na ten widok, przez chwilę oglądając to z boku jak wryta, zaraz potem się ogarnęłam i zaczęłam cykać fotki.

*

- A ty co tu robisz? - zaaferowana robieniem zdjęć nawet nie zauważyłam, że obok mie znalazła się dwumetrowa postać. Ponad dwumetrowa. Trochę mnie przestraszył tym pytaniem, czego skutkiem okazało się wytrącenie aparatu z rąk. Dzięki refleksowi środkowego aparat powrócił do moich dłoni nawet nie draśnięty. Odetchnęłam z ulgą, ponieważ mogło się to skończyć o wiele gorzej. - Przepraszam. - mruknął ze skruchą w głosie Kosok.
- Nie, to nie twoja wina. - zaśmiałam się z mojego reagowania. - Za bardzo się wciągnęłam w tą halę. - wytłumaczyłam szybko.
- No więc... Co tu robisz? - uśmiechnął się zadając to pytanie, co wydało mi się słodkie.
- Ejj! Hej!!!! A więc jesteś... - krzyknął wtrącając się... Mój wcześniejszy "wybawca", czyli kolega z wykładu który wyratował mnie przed staniem na przystanku. Był odrobinę zadyszany, ponieważ niesamowicie mu zależało, żeby szybko się tu znaleźć.
- Eemm... - zająknęłam się. Nie miałam pojęcia, komu odpowiedzieć. "Na szczęście" kolega z wykładu mnie znów wybawił...


  ~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~
Hej, hej! A więc jest 1/4 z realizowanego planu na wakacje! Ten rozdział jest mega krótki, cóż ja na to poradze, mogę tylko z wami wzdychać z rozpaczy :c XD Nie no, żartuje. Na pewno nikt się tym tak bardzo nie przejmuje. 
A więc mamy 8 lipca. Miło mi dodać w tą datę rozdział ósmy. Pamiętacie? Równy rok temu zdobyliśmy złoty medal Ligi Światowej! Z tej okazji dziś ciągle oglądam IgłaSzyte i mecze;) a co!
Arrr, wczorajszy mecz był fantastico! Trochę się zwyzywałam Andersona przed szklanym ekranem, tym samym miłując Lotmana za te zepsute ataki XD Boze co to było*.*
Takie przypomnienie: w piątek mecz o 20, natomiast w sobotę o 19, transmisja w Polsacie i PolsacieSport. Pozdrawiam


29.06.2013

Rozdział siódmy

~.~ Grzesiek ~.~
Po kilku godzinach żmudnego treningu na hali, wszyscy trenujący udali się na szybki prysznic do szatni, żeby potem być obecnym na analizie ostatniego meczu.
Szczerze mówiąc, juz po meczu wiedziałem, co muszę poprawić w następnym, i to właśnie ćwiczyłem na treningu. Ale siatkówka to gra zespołowa, dlatego wiedziałem, że oprócz indywidualnych błędów są też takie błędy jak drużynowe. A żeby wygrać mecz, musimy dobrze grać drużynowo, jak i indywidualnie.
Po zażyciu prysznica i przebraniu się w mniej spocone ubrania, wraz ze Zbyszkiem, Paulem i Krzyśkiem udałem się do sali, w której miała nastąpić analiza. W pomieszczeniu znajdowało się już kilku Resoviaków wraz ze sztabem szkoleniowym. Usiadłem obok Krzyśka Ignaczaka z cierpliwością czekając na resztę.
- Kosa, przygotuj się, na mecz przyjdzie jakiś "próbny" fotograf. - poinformował mnie Ignaczak.
- Tak późno? Przecież za kilkanaście dni sezon się skończy! - zdziwiłem się.
- No tak, ale robiąc nam zdjęcia ma mieć taki chwilowy staż, a potem jak się uda to zostanie fotografem reprezentacji. - wtrącił się Pit wchodzący dopiero do sali ramię w ramię z Zibim.
- Po cholerę nam fotograf. - mruknął Zbyszek.
- No ciekawe, co byś powiedzial, jakby ten fotograf miał długie blond włosy i był dziewczyną. - zaśmial się Igła, na co Zibi poczerwieniał.
- Igła, daj mi spokój... Ty wiesz, tfu, wszyscy wiecie! Jestem zajęty, mam Aśkę, więc... - żachnął się atakujący.
- No my już wiemy, jak ty odbierasz to "jestem zajęty". - zażartowałem, na co cała reszta zareagowała śmiechem.
Nawet nie zauważyłem, jak pomieszczenie wypełniło się wszystkimi, którzy mieli być obecni. Można było zacząć analizę, a ja jeszcze kilka razy zastanawiałem się kim będzie ten fotograf na stażu...

~.~ Lena ~.~
Wraz z końcem wykładu odetchnęłam z ulgą jednocześnie czując lekki strach. Nie miałam zielonego pojęcia, czego spodziewać się po psorce.
Sala opustoszała, a ja dopiero teraz podniosłam swój leniwy tyłek z miejsca, w którym siedziałam. Schowałam pusty zeszyt wraz z długopisem do torebki, a następnie skierowałam się w stronę wykładowczyni.
- Prosiła pani, żebym została po wykładzie... - zaczęłam, kończąc z trochę wymuszonym uśmiechem. - ...Więc jestem.
- Ach, tak, zapomniałabym! - złapała się za głowę. - Tak jak wyjaśniałam na wykładzie, jak już możesz wiedzieć od dawna, są różnorodne dziedziny fotografii. - zaczęła grzebiąc w papierach, po chwili wyciągając z nich jakiś papier. - Przeglądałam wasze prace i pomyślałam, że trzy najlepsze osoby awansuję na staż... ale to nie ważne. Widzę u ciebie całkiem niezły potencjał i myślę, że całkiem dobrze poradziłabyś sobie fotografując na meczach. Całkiem dobrze ujmujesz ciekawe momenty i myślę- przepraszam że się powtarzam- że sobie poradzisz. Dlatego zostałaś przyjęta na staż fotografa Asseco Resovii Rzeszów. To jest bilet na dzisiejszy mecz. Bierzesz aparat, bilet i idziesz na mecz. Tam musisz znaleźć fotografa tego klubu, wszystko ci wyjaśni. To tyle. Mam nadzieję, że to zrobisz, to może być dobry ruch w kierunku twojej kariery fotografki. - mówiła to ze stoickim spokojem podając mi podłużny papier. Zareagowałam równie spokojnie, może to dlatego, że jeszcze nie czułam jaką ofertę dostałam. Przyjęłam bez słowa bilet, podziękowałam i wyszłam z pomieszczenia. Dopiero wychodząc z budynku zrozumiałam co mnie czeka.
Niesamowity zbieg okoliczności!
Jestem fanką sportu, a mam właśnie zostać nieoficjalnie "drugim" fotografem swojego ulubionego klubu! Byłam ogromnie zdziwiona tą propozycją wykładowczyni, musiałam przyznać, że wcale jej się nie spodziewałam.  
 Jakim cudem podjęła taką trafną dla mnie propozycję? Przecież ona mnie nie zna! No chyba, że jest wiedźmą czytającą w myślach...
Biłam się z własnymi myślami ze spokojem idąc w stronę przystanku autobusowego. Dopiero znajdując się pod nim zauważyłam, że jestem cała mokra, a na ulicach rozpętała się ulewa. Zdenerwowałam się trochę tym faktem, ale jakoś jeszcze mnie to nie przejęło. Dopiero patrząc na tablicę, zauważyłam, że dopiero niedawno odjechał mój autobus, a następny miał być za jakieś pół godziny... 
Po szczęściu przychodzi pech... Dlaczego mnie takie coś musi spotykać???
*
Siedziałam znudzona na przystanku i co chwila wypatrywałam tego mojego pojazdu, który by mnie wybawił. I wtedy mogłabym dotrzeć do domu, przebrać się, przygotować do meczu... Właśnie. Zostało do niego już tylko 2,5h, a ja musiałam znaleźć się tam wcześniej... Nie mogłam już czekać, ale co miałam robić?
Załamana czekałam na to, co się stanie. Modliłam się w duchu, żeby przyjechał tu ktoś znajomy i mnie podwiózł pod blok. 
Ale przecież ja nikogo nie znam!
...Ogromnie zdziwiona zobaczyłam nadjeżdżające pod przystanek auto, którego kierowcą okazał się...


 ~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~
No i wreszcie jest ta siódemka. Najpierw planowałam ten rozdział dodać 1 lipca, potem myślałam, że dodam go o kilkanaście dni później, a teraz postanowiłam że dodam go teraz... A co.
Wiem, jest krótki. A do tego badziewny. No trudno. Znacznie inaczej sobie wyobrażam rozdziały, ale jak już się biorę za pisanie ich, to wychodzą beznadziejnie. Proszę, nie bierzcie tego opowiadania na poważnie, jest w nim wiele błędów, ale ja nie zamierzam pisać książki, więc one sobie mogą tu być... W ogóle ja nie wiem jak to jest być studentką, pisząc życie takiej osoby rzuciłam się na głęboką wodę. 
Pamiętajcie, że jest to fikcyjne opowiadanie, zawsze może być coś zmyślone!:) ...Czyli że wszystko jest zmyślone.
Pozdrawiam!

PS. Na lipiec planuję dodać dwa rozdziały. Czy mi się to uda? Mam nadzieję! 
PS2. Stworzyłam nowe zakładki. Pierwszą z nich jest Informowani- w komentarzach wpisujcie adres, na jaki mam was informować o nowych rozdziałach i nowościach na temat bloga. Natomiast drugim z nich jest Spamownik- miejsce, gdzie w komentarzach wpisujecie adresy swoich blogów, informujecie o nowych rozdziałach.

20.06.2013

Rozdział szósty

~.~ Lena ~.~
Do uczelni, w której miałam mieć wykład z fizyki, miałam dość daleko, bo jakieś pół miasta musialam przejechać autobusem, żeby się tam dostać. Na szczęście tego dnia obeszło się bez dużych korków i na miejscu byłam już po niecałej pół godzinie.
Zadowolona, że przyszłam na wykład jeszcze przed czasem, klapnęłam na swoim miejscu i zaczęłam sprawdzać, czy wszystko, co było mi potrzebne, zabrałam.
Na szczęście tym razem niczego nie zapomniałam. Zadowolona z tego faktu wyciągnęłam zeszyt i długopis do pisania notatek i ze spokojem obserwowałam ludzi, z którymi chodziłam na wykłady i powinnam nazywać "znajomymi", a że tak nie było, byli dla mnie zwykłymi ludźmi. Wchodzili do sali, witali się z innymi, inni po jakimś czasie spiesznie wychodzili... Nuda, po prostu nuda.
Znudzonym wzrokiem popatrzyłam na wyświetlacz swojej komórki. Dochodziła 12.00. Za kilka minut miał zacząć się wykład, a mi... chciało się spać.
Przyzwyczaiłam się do tego, że nikt nie zwracał na mnie uwagi, ale ja byłam uparta i nigdy się nie poddawałam, nawet wiedząc, że znowu ktoś, kogo zagadam, szybko skończy r9ozmowę ze mną.
W moim przeświadczeniu widniała myśl, że to i tak mnie nie ruszało, ale i tak w głębi wiedziałam,  że to mnie boli najbardziej i nic tego nie zmieni.
Zlustrowałam otoczenie i "wybrałam" osobę, która siedziała najbliżej mnie. Była to krótkowłosa brunetka, która pochylała się nad zeszytem i zawzięcie coś w nim notowała.
- Hej, co piszesz? Przecież wykład jeszcze się nie zaczął... - zagadałam do dziewczyny, przysiadając się na krzesło obok. - Wolne? - zapytałam szeroko się uśmiechając.
- Hej... - mruknęła brunetka jeszcze chwilę coś zapisując, a następnie zamykając zeszyt. - Nieważne. Pewnie! - odpowiedziala z uśmiechem. - A tak w ogóle jestem Lila. - uśmiechnęła się szeroko podając mi rękę.
- A ja jestem Lena. Miło mi cię poznać. A ten zeszyt to jakaś tajemnica? - zawsze byłam dociekliwa, ale tym razem chyba przesadziłam, bo dziewczyna słysząc to pytanie widocznie się skrzywiła.
- Mi też cię miło poznać, ale ten zeszyt to... Nieważne. - machnęła od niechcenia ręką jednocześnie chowając zeszyt do małego plecaka. - A tak w ogóle to dziwne... Dopiero od niedawna studiujesz? Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam. - tym razem to ja się skrzywiłam. Miałam nadzieję, że nie było tego aż tak bardzo widać.
- Nieee. - zaprzeczyłam przeciągając samogłoski. - Może to po prostu dlatego, że się nie wyrózniam z tego tłumu. - wskazałam na pozostałych kilkadziesiąt studentów i studentek znajdujących się już na swoich miejscach, a następnie wskazałam swoje mocno pomalowane oczy.
Tuż zaraz po moim geście do sali wszedł wykładowca i w tym samym momencie w pomieszczeniu zrobiło się cicho jak makiem zasiał, a ja i kilkadziesiąt innych osób wzięłam się za uważne słuchanie i pisanie notatek.
*
Po dwóch godzinach skończył się czas męczarni nad pisaniem bezsensownych według mnie informacji związanych z fizyką.
Na pewno nie zostanę fizykiem, chemikiem ani nikim podobnym. Po co więc mi takie wykłady?
Po wykładzie pożegnałam się jeszcze z Lilą i pognałam do innego pomieszczenia na o wiele bardziej ciekawszy wykład.
Trochę zaskoczyła mnie Lila, która nie odwróciła się ode mnie. Chociaż może to dlatego, że nie gadałyśmy zbyt długo?
W każdym razie i tak wiem, że są jeszcze normalni ludzie...
Z takimi myślami skierowałam się do sali, w ktorej miałam mieć drugi i ostatni tego dnia wykład.
Niestety tym razem nie byłam przed czasem. Gdy wchodziłam, skierowało się na mnie kilkadziesiąt par oczu studentów wraz z wykładowczynią.
- Przepraszam za spóźnienie. Przed momentem dopiero skończył mi się wykład z fizyki... - zaczęłam się tłumaczyć.
- Dobrze, przesań już i idź usiądź. - "nauczycielka" wskazała na puste miejsce oboik całkiem przystojnego chłopaka i dodała: - Po wykładzie zostań na chwilę, przeglądałam twoje zdjęcia i mam dla ciebie ciekawą wiadomość.
Na te słowa przeszedł mnie dreszcz. Mimo tego słowa-"ciekawa"-nie wiedziałam, czego się spodziewać. Czyżby jakaś ciekawa niespodzianka-w co wątpiłam-czy może znowu, jak ostatnio, przekazanie swoich uwag na temat moich zdjęć i jak je poprawić?
Przez to wszystko trudno było mi się skupić na monologu profesorki. Po godzinie wykładu w notatkach zapisane miałam tylko jedno zdanie.
Nie przejęłam się tym zbytnio, tak samo jak tym, że przystojniak obok nie zwracał na mnie uwagi. A ja-przeciwnie. Ciągle na niego zerkałam.
Cóz, zdołałam się przyzwyczaić...
*
Praktycznie przez cały wykład szybowałam myślami w chmurach, czego na szczęście nikt nie zauważył, ale niestety odbiło się to na braku jakichkolwiek notatek z wykładu.
Z jednej strony czułam pozytywną niecierpliwość i tzw. podniecenie, bo coś mi podpowiadało, że to będzie dobra wiadomość. Ale z drugiej strony przeważał strach. Tylko nasuwa się pytanie: Jeśli nie będzie to pozytywna wiadomość, to co, do cholery?!
Cóż, wkrotce miałam się przekonać...

~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~
Witam po dość długiej przerwie:)
Niestety rozdziały teraz będą pojawiać się rzadko, bo tylko dwa razy w miesiącu. Mam już dwa do przodu napisane w zeszycie, ale trzeba znaleźć czas na przepisanie... Dlatego jak pisze w moim ruchomym informatorze po prawej stronie- kolejny pojawi się dopiero w dzień rozpoczęcia MŚ plażówki w Starych Jabłonkach;)
Już jutro mecz! Czekałam na niego z bardzo dużą niecierpliwością i mam nadzieję, że dostanę za to wynagrodzenie w postaci bardzo ciekawego spotkania i wygranej Polaków! Do boju Polskoo ooo!

8.06.2013

Rozdział piąty

~.~ Grzesiek ~.~ 

Zanim się obejrzałem, już znajdowałem się na hali Podpromie. Szybko wmieszałem się w tłum, wchodząc do środka, ale nie obeszło się od komentarzy kolegów. Na moje szczęście trener poszedł gdzieś po jakieś potrzebne rzeczy... No po prostu na pewno nie było go na hali. 

Jakby nigdy nic dołączyłem do Nowakowskiego, Bartmana, Grzyba i Achrema, i zacząłem ćwiczyć wszystkie potrzebne elementy na dzisiejszy mecz.

~.~ Lena ~.~ 

Zadowolona z dobrze rozpoczętego dnia wróciłam do swojego pomieszczenia. Kartkę z podpisem środkowego Asseco Resovii Rzeszów, a jednocześnie reprezentacji Polski, położyłam na widoku, na lodówce, a sama przeszłam do sypialni, gdzie otworzyłam szafę z zamiarem odszukania jakichś "przyzwoitych" ciuchów na dzisiejsze dwa wykłady z fizyki i fotografii.

Po kilkuminutowym szperaniu znalazłam granatową spódnicę w wysokim stanem, białą bluzkę oraz czarny sweter, który z daleka przypominał trochę wyglądem marynarkę. Dodatkowo wzięłam wysokie czarne szpilki i udałam się z całym tym manatkiem do łazienki. Tam natomiast rzuciłam to wszystko na pralkę, a sama zdjęłam z siebie spocone ubranie, w którym byłam w czasie biegania. 

Znoszone ubrania wrzuciłam do kosza na brudne ciuchy, a ja weszłamn pod prysznic, gdzie odświeżyłam swoje ciało. Potem wyszłam stamtąd dokładnie wycierając się dużym i czystym ręcznikiem.

Gdy byłam już sucha, ubrałam czystą bieliznę i ciuchy, które wcześniej zdążyłam wybrać w sypialni. Następnie została mi już sprawa z ułożeniem włosów, biżuterią i makijażem.

Z włosami szybko i sprawnie sobie poradziłam. Nie miałam nigdy z nimi wielkiego problemu, były proste, długie, ale łatwo się je rozczesywało. Więc szybkimi ruchami wyczesałam swoje piękne, długie "druty", a następnie zaczesałam z nich koński ogon, który całkiem nieźle układał mi się na czubku głowy. Ozdobiłam go jeszcze kokardką i przeszłam do następnej czynności, którą było dobranie biżuterii.

Bez przesady, nie byłam lalką, która miała całe szafy ciuchów i całe kufry najróżniejszej biżuterii. Jeszcze z ciuchami było całkiem spoko, gdyż można było w najróżniejszych miejscach Rzeszowa je znaleźć w secondhandach za grosze, niektóre nawet w rewelacyjnym stanie. Niestety z biżuterią już tak nie było, dlatego miałam tylko dwa ulubione naszyjniki, kilka par kolczyków i jeden pierścionek. Dlatego założyłam na uszy jedną z tych kilku par kolczyków, z motywem motyli, oraz dodatkowo ozdobiłam szyję naszyjnikiem z podobnym motywem, tyle że o wiele większym.

Po założeniu naszyjnika byłam już całkiem gotowa do wyjścia z mieszkania i udania się na uczelnię. Miałam jeszcze trochę czasu, dlatego zrobiłam sobie kawę i złapałam jakieś pierwsze lepsze czasopismo, które leżało na blacie w kuchni. Pijąc kawę zaczęłam wertować kartki magazynu, ale nie znalazłam nic ciekawego. Czasopismo było dość wielkie, dlatego zanim przeglądnęłam całe, zdążyłam już wypić kawę.

Szybko odstawiłam kubek po kawie do zlewu, bo zauważylam, że minęło już jakieś pół godziny. Czyli do wykładów zostało już mało czasu, co równało się z tym, że trzeba było wychodzić z pomieszczenia.

Po drodze zdążyłam jeszcze wziąć kilka potrzebnych rzeczy na uczelnię oraz sweter (w razie czego) i wyszłam z mieszkania, oczywiście zamykając za sobą drzwi na klucz.

Nawet nie wiedziałam, jaka wiadomość czeka mnie na jednym z wykładów...

~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~
No i mamy piąty epizod:) Na razie idę trochę po wyboistej drodze, trochę mało interesujący ten rozdział, i krótki- to trzeba przyznać. Ale mam nadzieję, że go przeczytacie i będziecie... Zadowoleni, to chyba najlepsze określenie, które by mnie zmotywowało do dalszych losów Leny, Kosy, Pita i reszty.
Jak możecie zauważyć, nowa odsłona bloga już jest! A to dzięki blogowi, który oferuje szablony na zamówienie. Wygląd jest prosty, ale jednak- bardzo ładny, moim zdaniem!
Już wczoraj minął pierwszy mecz Polski w Lidze Światowej 2013. Jak wrażenia?
Powiem szczerze, że ciarki mnie przeszły gdy usłyszałam hymn Polski "akapella" (sorry za ten zwrot, nie wiem jak napisać). Słyszę go już w miarę często, ale za każdym razem nowe i większe wrażenie... Co do gry, no nie pograli Polacy, nie pograli... Przegrali z Brazylią 1:3, ale to nie powód do płaczu, ponieważ jak sugeruje Igła, w niedzielę szykuje się ostry rewanż w Łodzi na Atlas Arenie. Więcej kibiców, jeszcze większe ciary na hymnie będą... I liczymy na lepszą grę Polaków!

22.05.2013

Rozdział czwarty

~.~ Lena ~.~ 

Obudził mnie jakiś huk. Od razu przestraszona przeszłam z pozycji leżącej na siedzącą.

Zerknęłam na zegarek, na którym pokazywała się godzina 7:43. Trzeba przyznać, że dziwna pora do robienia hałasu.

Po jakimś czasie nasłuchiwania, skąd dochodzi ten hałas, który mnie obudził, uspokoiłam się. Była to tylko moja sąsiadka, która zapewne próbowała zrobić śniadanie, ale jak już każdy z naszego bloku wiedział- nie miała talentu do gotowania. I tyle.

Spróbowałam jeszcze raz zasnąć, ale zrezygnowałam z tych prób po półgodzinie. Jednym zwinnym ruchem wstałam z łóżka, a zaraz potem otworzyłam okno na oścież napawając się świeżym powietrzem napływającym do pomieszczenia.

Zaraz potem pościeliłam łóżko i udałam się w stronę szafy. W niej znalazłam ciuchy do biegania, w które zaraz wskoczyłam. Następnie przeszłam do kuchni, w której zrobiłam sobie szybkie śniadanie składające się z kawy i dwóch kromek chleba z masłem. Szybko je skonsumowałam, a po tym wzięłam swoje MP4 i wyszłam z mieszkania, dokładnie zamykając drzwi na klucz.

Potem zeszłam z 4 piętra na schodach, a następnie wyszłam z bloku. Znajdując się na świeżym powietrzu od razu poczułam jeszcze większą chęć do ruchu. Tak więc wkładając słuchawki na uszy i włączając muzykę popędziłam w dobrze mi znaną stronę rzeszowskiej ulicy i zapomniałam o całym świecie.

~.~ Grzesiek ~.~ 

Mój błogi sen urwał w najlepszej połowie głośny dźwięk budzika. Jak zwykle w takich sytuacjach, nie otwierając oczu otwartą dłonią wyłączyłem wkurzające urządzenie.

Po wyłączeniu budzika leżałem kilka minut z zamkniętymi powiekami, ale jak zawsze, nie dałem rady już zasnąć. Do moich myśli napłynął potok zmartwień przed meczem.

Porozmyślałem chwilkę, ale już potem nie wytrzymałem. Zacząłem mieć wyrzuty. Bo jak tu ich nie mieć, gdy zamiast przygotowywać się do meczu, leży się w łóżku?

Po krótkim zastanowieniu dosłownie zrzuciłem się z łóżka, po czym udałem się do łazienki, gdzie zrobiłem sobie szybki prysznic, a potem ubrałem spodenki, t-shirt i buty do biegania i wyszedłem z mieszkania.

*

Tak naprawdę nigdy jeszcze nie zaczynałem tak dnia, w którym miałem rozegrać ważny mecz (no chyba, że znajdę się w kwadracie rezerwowych), zwykle po przebudzeniu udawałem się na siłownię, gdzie jak każdy mój kolega z klubu ćwiczył. Jednak jak głupi myślałem, że dobiegnę do miejsca, w którym byłem wczoraj i spotkam tą "małą" dziewczynę, która-o dziwo-bardzo mnie zafascynowała...

~.~ Lena ~.~ 

Dochodziła już godzina dziewiąta, a ja znajdowałam się już hen daleko od mojego mieszkania... Byłam już trochę zziajana, dlatego dla odpoczynku usiadłam na pobliskiej ławce. Znajdowałam się w parku, który tak naprawdę był... Pusty. No prawie, pomijając kilku bezdomnych...

Chociaż nie... Pominęłam jakiegoś wysokiego biegacza, którego... Kurcze! Już kiedyś widziałam. Chociaż nie... Nie jako biegacza.

Oczywiście był to siatkarz. Z tym nie mogłam się pomylić, bo oczywiście często oglądałam prasę, mecze, zdjęcia. Tak naprawdę rozpoznałabym każdego siatkarza, który byłby nawet w kapturze. Tak, dziwne, ale to fakt.

W tym samym momencie, gdy go zobaczyłam, Kosok popatrzył na mnie... Nadszedł dziwny moment... Pierwszy raz popatrzyłam jakiemukolwiek sportowcowi w oczy z odległości 4-5 metrów. Patrząc środkowemu Resovii w oczy zobaczyłam też kogoś z przeszłości, kogo znałam... Poza tą świadomością już nawet taka spryciula jak ja nie mogłaby się domyślić o kogo chodzi.

~.~ Grzesiek ~.~ 

Biegałem już sporo ponad godzinę, nawet dotarłem do wczorajszego miejsca, gdzie spotkałem tą małą, interesującą osobę, ale niestety już tam się nie pojawiła, mimo że czekałem kilkanaście minut, oczywiście ciągle w biegu. Byłem już dobrze rozgrzany, dobrze pobudzony, jakbym dostał dawkę narkotyku. Miałem okropnie dużo energii, co dawało mi tą szansę biegnięcia wszędzie. Więc i tak zrobiłem, obiecując sobie, że wrócę we wcześniejsze miejsce jeszcze nie raz. Ale teraz to nie ta chwila. Z taką świadomością udałem się w inną stronę miasta.

Rzeszów był jeszcze trochę zaspany, mimo godziny dziewiątej rano. Cóż, bywa.

*

Po jakiejś chwili znowu znalazłem się w parku. Był on podobny do poprzedniego miejsca gdzie spotkałem... No dobra, przyznam, że zbyt często wspominam tą dziewczynę. To już naprawdę robiło się wkurzające, mimo tego, że odtwarzało się tylko w moich myślach...

Oczywiście był to bardzo podobny park, ale inny. Jednym ze szczegółów odróżniających ten park, od wczorajszego... Była obecność bezdomnych. 

Po zobaczeniu kartonów, śmieci, szmat, a w środku tych ludzi, chciałem odbiec jak najdalej stąd. W jakimś dziwnym stopniu przypominało mi to dzieciństwo spędzone z siostrą...

W tej samej chwili zobaczyłem młodą dziewczynę, o długich, ciemnych włosach, dużych brązowych oczach i ogółem bardzo ładnej. Siedziała ona na ławce i patrzyła wprost na mnie. 

Pewnie fanka Resovii, przemknęło mi przez głowę. Ale to nie zaszkodzi zagadaniu do niej, zaśmiałem się w duchu. I tak miałem już dość biegnięcia w milczeniu. Poznanie jakiejś nowej osoby nigdy nie zaszkodzi, nawet jeśli jest to kibic!

Podbiegłem pewnym i szybkim pędem do ławki.

-Można? - uśmiechnąłem się szeroko do dziewczyny i po skinieniu głowy nieznajomej, usiadłem obok. 

Zadziwiające dla mnie było to, że dziewczyna nie poprosiła mnie o autograf, ba!, nie zapytała mnie o nic. Siedziała tak jakby trochę zdenerowana, przestraszona, nieśmiała i patrzyła na kartony, w których znajdowali się ludzie, bezdomni ludzie. Siedzieliśmy tak w ciszy, ale ja oczywiście jak zwykle nie wytrzymałem.

-Nie poprosisz o autograf? - zapytałem uśmiechnięty patrząc na dziewczynę, która jakby nieco się speszyła, ale po chwili zaśmiała się. Miała bardzo miły... Jakby znajomy śmiech.

-A ja myślałam, że o autografy prosi się tylko na meczach. - mówiąc to, odwzajemniła uśmiech,. Szczerze mówiąc, niczego jej nie można było ująć. Była śliczna, miała piękny głos, uśmiech... No po prostu ideał... Mimo wszystko i tak ciągle wracał mi obraz "małej". Ale to przecież inna bajka.

-Nie no, po pracy również jestem oblegany. - zażartowałem. - Ale mimo wszysto nie będę prosił osoby o napisanie mu autografu! Muszę się zbierać, wieczorem mecz. Trzeba potrenować, a ja wciąż tylko biegam i w przerwach podpisuje kartki mieszkańcom Rzeszowa. - przyznałem z niezwykłą szczerościa. Jak na wyznanie dopiero co poznanej dziewczynie, to było trochę za wiele, dlatego postanowiłem już nic więcej nie mówić.

Ta dziewczyna zadziwiająco na mnie działała. Już gdy odzywałem się do niej, nie miałem śmiałości kłamać w jej obecności, ani gadać bez sensu. Po prostu gadałem szczerze i konkretnie, chociaż jak na razie mało, bo w miarę to skontrolowałem.

-Czekaj. - już gdy miałem biec w stronę powrotną, dziewczyna zatrzymała mnie zaciskając rękę na moim łokciu. Tam jeszcze dosięgała. - No to jak już jesteś taki chętny, to pisz. - uśmiechnęła się podsuwając mi pod nos skrawek papieru i podręczny, mały długopis. Prawie zgubiłem go w dłoni, ale dałem radę. 

-Dla kogo? - zwykle żadko podpisywałem autografy dedykacyjne, ale teraz chciałem poznać jej imię. Może kiedyś ją jeszcze spotkam?

-Leny. - uśmiechnęła się, gdy podałem jej kartkę z podpisem. - Dziękuję! - skinąłem tylko głową i odwróciłem się, by pobiec w stronę powrotną. Dochodziła już 10, a ja już dawno powinienem być na porannym treningu na Podpromiu! Miałem nadzieję, że trener nie zrobi awantury...

Ale mimo to i tak w moich myślach zostały te dwie kobiety. Dwie kobiety, z pośród których jedną już gdzieś widziałem... A drugą... No nie wiem? Po prostu wszczepiła się do moich myśli. I nie zamierzała z nich wychodzić.

A w sumie... To ja też nie chciałem, żeby stamtąd zniknęła.

~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~
 No i jest, czwóreczka, z którą miałam trochę kłopoty, ponieważ brakowało mi czasu na jej dokończenie. Początek miałam napisany już po opublikowaniu trójki, natomiast ciąg dalszy tego rozdziału musiałam dokończyć dopiero dziś, bo męczącym dniu szkoły. Na szczęście jutro robię sobie wolne (bez żadnego "ale" mamo!), ale niestety nie będę mogła nic napisać, bo prądu nie będzie:c. Ale mimo wszystko postaram się wkrótce dodać następny! Nie wykluczam, że jeszcze w tym miesiącu.

15.05.2013

Rozdział trzeci

~.~ Lena ~.~ 

Po półgodzinnym delektowaniu się spokojem, ciszą i błogością w wannie, wyszłam z niej. Następnie szczelnie owinęłam się ręcznikiem, gdyż zrobiło mi się zimno. Tak owinięta jak gąsienica, szybkim ruchem wyjęłam kurek z dna wanny. Podczas spuszczania wody podreptałam do sypialni, w której rzuciłam się na łóżko, przykrywając się kocem i zasypiając.

~.~ Grzesiek ~.~ 
 Z nudną miną przechadzałem się kolejnymi rzeszowskimi ulicami z dłońmi w kieszeniach dżinsów. Nie wiedziałem kompletnie, skąd przyszedł pomysł na ten spacer. Zawładnęły mną wątpliwości, czy to, co robię, jest lepsze od tego, co robiłem przed wyjściem z mieszkania. Mimo to w środku czułem, że nie mogę zawracać.

Nawet gdy ludzie zaczęli mnie poznawać i prosić o autografy nie cofnąłem się przed swoim postanowieniem. Chociaż... Co to za postanowienie? Czego to dotyczyło? Po prostu coś mnie przyciągało, jak magnes. Tylko do czego?

*

Po dwóch godzinach marszu poprzeplatanego z postojami na rozdawanie autografów (tym samym zrozumiałem, że Rzeszów to jest miasto pełne siatkarskich kibiców) doszłem do parku. Nie byłem zmęczony, ale coś mi kazało się akurat tutaj zatrzymać. Zaczynało mnie to już wkurzać, ale byłem ciekawski. No i w końcu co tu innego robić? Przynajmniej dotleniłem się przed jutrzejszym meczem. No i kibice poprawili mi humor, każdy kto prosił mnie o podpis, życzył mi i całemu zespołowi powodzenia.

Dotarłszy do parku błyskawicznie odnalazłem małą ławkę, jedyną, jaka była wolna i znajdowała się w cieniu.

Szybko ruszyłem w jej kierunku, a gdy już dotarłem do niej, usiadłem.

Jeszcze nigdy nie byłem w tym miejscu, mimo że w Rzeszowie mieszkałem już od 4 dobrych lat. Jednak Igła, który zabawił się w przewodnika nigdy mi tego miejsca nie pokazał, sam się tutaj nie zapuszczałem. Moje życie wyglądało tak: w czasie sezonu ligowego ciągłe ćwiczenia, treningi, mecze. Ciągle w pobliżu Podpromia. Po sezonie ligowym od razu znikałem na odpoczynek do rodziny, a potem do Spały, gdzie regenerowałem i pracowałem na dobrą formę na sezon reprezentacyjny. A potem to już wiadomo- wyjazdy za granicę, mecze w Polsce i w innych zakątkach. Tak naprawdę nigdy nie znalazłem czasu na poznanie tego miasta. Zadziwiające, że dzisiaj coś takiego mnie dopadło.

Siedziałem tak i siedziałem, z zamkniętymi oczami, deletkowałem się promieniami słońca które otulały swoim ciepłem moją twarz, mimo że usiadłem w cienistym miejscu. Po jakimś czasie słońce zmieniło swoje miejsce i ławka, na której siedziałem nie znajdowała się już w cieniu, lecz w słońcu. Jednak mi to już nie przeszkadzało. Było późne popołudnie, promienie słońca nie były już takie mocne, ale nie było też zimno.

*

Po upływie kilkunastu minut zauważyłem, że zaczyna się ściemniać. Faktycznie, zapomniałem się i upłynęło sporo czasu odkąd wyszedłem z mojego rzeszowskiego gniazdka. W parku praktycznie nie było już nikogo, a słońce chowało się już za horyzontem.

-Cześć! - wstałem z rozmachem i ruszyłem z powrotem w stronę mojego mieszkania, do którego oczywiście miałem jeszcze spory kawałek, jednak jeszcze to do mnie nie dotarło, bo przede mną pojawiła się mała dziewczynka... Ahh nie, to była chyba dorosła dziewczyna, ale no faktycznie-dla mnie każdy jest mały. Prawie każdego uważam za dziecko... No mniejsza, wiem, dziwne.

-Eee... Czeeeść. - zająknąłem się trochę. Rozśmieszony moim przywitaniem się z "malutką dziewczyną" uśmiechnąłem się do niej przyjaźnie.

-Coś wielki jesteś. - zaśmiała się. Gdybym się w porę nie przyłapał na moim myśleniu, dalej bym uważał tą "małą" za dzieciaka. Zachowywała się... Coś inaczej niż dziewczyny w jej wieku... Hmm... Poczekajmy. A skąd ja wiem ile ona ma lat? Może naprawdę, tak jak myślałem, jest nastolatką? A w gruncie rzeczy... Czemu ja o tym myślę? Zdezorientowany podrapałem się po głowie. Zaraz po tym przyjąłem strategię "cios za cios", czyli odpowiedziałem jej podobnym.

-A ty za to mała. - uśmiechnąłem się łobuzersko do niskiej kobietki, a zaraz potem minąłem ją z cichą nadzieją, że... Ruszy za mną.

Moje myśli kompletnie mnie dziwiły. Szokowały. I nie wiem co jeszcze robiły, ale już nawet nie chciałem tego robić, bo robiłem się dziwny. Moje myśli wariowały, a ja razem z nimi...

Niestety zawiodłem się, bo niska dziewczyna nie podążyła za mną... Owszem, zrobiła to, ale tylko wzrokiem. Ale w końcu to się chyba nie liczy, nie?

Wciąż zdezorientowany własnymi myślami i zachowaniem skierowałem się w stronę mieszkania, od którego różniło mnie jeszcze przynajmniej kilka kilometrów.

*

Po jakiejś godzinie, dwóch znajdowałem się już w moim przytulnym gniazdku. Na szczęście w drodze powrotnej nie zaczepiało mnie o autograf już tak dużo osób, mogłem... Pomyśleć. Chociaż nie, nie! Już wolałbym nie myśleć. Moje myśli były dziwne, to mnie zastanawiało. Może powinienem pójść do psychiatry, psychologa?

Ahh, znowu to samo. Myśli. Cieszę się, że jutro ten mecz z Delectą. Mogę zacząć już tylko o tym myśleć. Tyle.

Odrobinę przejęty jutrzejszym meczem z Bydgoszczą rzuciłem się na łóżku i od razu zasnąłem.

~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~
Musicie mi wybaczyć! Przepraszam, ale niestety jakoś wena się mnie ostatnio nie trzyma. Ledwo co naskrobałam ten rozdział. 
Mam ogromną nadzieję, że następne mi wyjdą lepiej, ale na razie jadę po wyboistej drodze. Mam nadzieję, że obejdzie się bez ostrej krytyki. Wiem, że ten rozdział jest cienki, kompletnie beznadziejny i tak naprawdę może lepiej, żebym wcale nie dodawała...? A dobra, niech będzie, jest. Postaram się wam zrekompensować następnym, lepszym rozdziałem, ale to już zależy jak mi wyjdzie! Pozdrawiam.
Dziś 35. urodziny Igły! Ahh, staruszek się nam zrobił (jak to mówi mój tata na siatkarzy w takim wieku xd). Mam nadzieję, i życzę mu tego, aby grał do pięćdziesiątki<3
Sto lat nam żyj kolego!



11.05.2013

Rozdział drugi

~.~ Lena ~.~

-Auua!- krzyknęłam zaraz po bliskim spotkaniu z podłogą. Nawet nie zdążyłam uchronić rękami moich nieszczęsnych kończyn dolnych, za szybko to wszystko się stało.

Leżałam jak długa na podłodze bojąc się o swoje ciało, jednak po krótkim czasie poruszyłam lekko nogami. Odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, że nic poważnego się im nie stało, jedynie siniaki znajdowały się na nich jeden na drugim. To dla mnie nie była nowość, gdyż prawie codziennie obijałam sobie prawie każdą część ciała, czego skutkiem były siniaki. Dlatego też od jakiegoś czasu nie chodziłam w krótkich i skąpych ubraniach, lecz w luźnych i czasami o wiele za dużych T-shirtach czy dresach. Przestałam interesować się tym, co inni pomyślą o mnie, jak się ubieram, maluję czy zachowuję, bo nawet gdybym się starała, kończyło się tym samym.

Szybkim ruchem, choć z jękiem, zwlekłam się z podłogi. Zaraz po tym szybko podreptałam przed lustro ocenić najnowsze siniaki. Nie wiem dlaczego, ale ostatnio to mnie bardzo interesowało. Lubiłam patrzeć na każdy kawałek swojego własnego ciała, patrzeć jaki jest... Pokaleczony. Tak, dziwne. Ostatnimi czasy, gdy byłam sama, stałam się bardzo dziwną osobą.

Usiadłam najspokojniej w życiu przed lustrem i zaczęłam patrzeć przed siebie. Siedziałam jak odrętwiała i patrzyłam sobie w oczy. Po chwili z moich powiek zaczęły wypływać łzy, ale ja nadal na to nie zwracałam uwagi. Patrzyłam na siebie uważnie. Nie patrzyłam na tą cichą, spokojną, ponurą, chociaż zawsze uśmiechniętą dziewczynę, lecz na tą wrażliwą Lenę, która doświadczyła w życiu zbyt dużo, by mogła to sama utrzymać. Do tej pory ten ciężar dawałam radę trzymać, jednak od niedawna stał się dla mnie zbyt ciężki...

~.~ Grzesiek ~.~

 Zmęczony po ciężkim treningu przed jutrzejszym meczem rzuciłem się na łóżko. Chwilę poleżałem w wygodnej pozycji, ale jak zwykle po 5-minutowym odpoczynku dotarłem do pełni sił i znowu byłem pełen energii. 

Tak więc wstałem z łóżka i szybkim krokiem, uważając na przeszkody znajdujące się na podłodze (a było ich pełno- zawsze byłem bałaganiarzem i nawet gdy trudno było przejść przez pokój, to i tak nie sprzątałem), udałem się do kuchni, gdzie z lodówki wyciągnąłem puszkę napoju energetycznego i z kuchni z puszką w ręku przeszłem do salonu, gdzie usiadłem na sofie i włączyłem telewizor. 

Takim oto sposobem wylądowałem przed telewizorem z puszką napoju energetycznego w jednej, i z pilotem w drugiej ręce. Przeskakiwałem z kanału na kanał, w przerwach popijając płyn energetyzujący. Niestety w tym "pudle" nic ciekawego nie było, więc szybko go wyłączyłem i zdążyłem zauważyć, że wypiłem cały płyn.

Pod nagłym impulsem zdecydowałem nie wybierać się po następną puszkę, lecz... Pójść na spacer. Nie wiem dlaczego wyszedł taki, a nie inny pomysł, ale poczułem chęć przejścia się i przemyślenia kilku spraw. Dodatkowo z każdą minutą jutrzejszy mecz z Delectą coraz bardziej się zbliżał, a ja coraz bardziej czułem tą presję... Trzeba było jakoś odreagować.

A jest jakiś inny pomysł na odreagowanie, niż przemyślenie różnych trudnych, własnych, prywatnych spraw?

~.~ Lena ~.~ 

 Po dwóch godzinach ryczenia przed lustrem w sztywno wyprostowanej pozycji i ciągle z własnym wzrokiem wbitym w swoje odbicie, postanowiłam przestać. Znowu zmobilizowałam swoje siły i znowu mi się to udało. Po prostu potrzebowałam chwili, gdzie mogłabym wyjść ze skorupy, trochę odreagować, a potem wrucić do dawnego wizerunku. Tak też zrobiłam.

Szybko wstałam z miejsca, w którym siedziałam w tej samej pozycji od kilku godzin. Skutkiem oczywiście okazał się ból w plecach i nogach.

-Ahh, te skurcze.- westchnęłam przewracając oczyma, a jednocześnie jęcząc i masując miejsca ciała, na których znajdowały się dzisiejsze siniaki i skurcze.

Kierując się do łazienki, jednocześnie masując swoje obolałe skrawki ciała, zrzuciłam z siebie ciuchy. Zaraz potem prawie naga znalazłam się w łazience. Szybko zasłoniłam okno żakuzjami, a następnie zaczęłam lać wodę do swojej wygodnej wanny. Po jakimś czasie wystarczająca ilość wody już się w niej znajdowała, więc zakręciłam kran i zaczęłam dolewać do wody pachnące płyny, kulki czy co tam jeszcze. Na końcu zrzuciłam z siebie pozostałośc z ubrań, czyli bieliznę i wskoczyłam do wanny.

Mimo iż woda wprost parzyła moje ciało, nie zwracałam na to uwagi. Zamknęłam oczy i delektowałam się ciszą, która mnie ogarnęła. Cisza i spokój. To, czego mi ostatnio tak bardzo brakowało.

Chociaż... Oprócz tych dwóch czynników, coś w środku mówiło mi, że jeszcze czegoś brak. I że to coś w najbliższym czasie się nie pojawi...

Ale ja lubiłam działać przeciwko swojej intuicji i wiedziałam, że trzeba będzie temu przeciwidziałać. 

Czy mi się uda?

~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~
Kolejny rozdział bez ciekawych akcji. Nie jestem jeszcze pewna, kiedy one się pojawią, nie chcę ich wtaczać w opowiadanie za wcześnie, bo im wcześniej, tym szybciej opowiadanie się skończy. No, ale wkrótce coś ciekawszego postaram się naskrobać:)
Rozdział miał być opublikowany wczoraj, ale mimo, iż wczoraj byłam na komputerze, to się nie wyrobiłam z poprawieniem go. Wczoraj siedziałam bite dwie godziny przed komputerem i wspominałam Arka Gołasia [*]. I ryczałam.
No więc w takiej sytuacji nie było jak poprawiać rozdział...
Następny pojawi się w poniedziałek lub wtorek, nie wiem jeszcze, bo na razie nawet go nie zaczęłam pisać:) Pa!

7.05.2013

Rozdział pierwszy

 ~.~ Lena ~.~

Leżałam znudzona, a jednocześnie zmęczona po dwugodzinnym wykładzie. Profesorka tak nudziła, że prawie spałam, a mimo to trzeba było te wszystkie informacje niepotrzebne do niczego zupełnie, zapisywać. Gdybym tego nie robiła, to profesorka zapewne zabiłaby mnie wzrokiem, chociaż nie jestem pewna czy doszłoby do tego. Teraz okropnie bolała mnie prawa ręka, kręgosłup, tyłek i nogi, które już po kwadransie wysłuchiwania tej całej nudy dopominały się jakiegoś spaceru. Nigdy nie mogłam usiedzieć w miejscu-może to dlatego zawsze byłam taka szczupła? Nie wiem, ale nigdy o tym nie rozmyślałam, wygląd i tak w niczym mi nie pomagał. Zawsze gdy kogoś spotykałam, po pięciominutowej rozmowie ludzie się ode mnie odwracali myśląc, że naprawdę jestem taka pusta, bo mam pomalowane powieki. Fakt, jestem zwariowana, zawsze byłam. Zawsze miałam głupawkę. Z resztą kto nie miał? W moim przypadku było to codzienne, zawsze się śmiałam, żartowałam, uśmiechałam. Czasami lubiłam powariować z wyglądem. I połączenie tego dla innych, nieznanych mi osób dało wynik że jestem pustą lalka, która śmieje się z wszystkiego...

Moje myśli przechodziły z jednej rzeczy na drugą, tak szybko że nawet się nie zorientowałam, jak z wykładu zaczęłam myśleć o niechęci ludzi do mnie...

Po raz kolejny w tym tygodniu zmotywowałam się w myślach, karcąc siebie jednocześnie za to rozmyślanie.

Przecież w życiu jest o wiele więcej rzeczy, o których można pomyśleć. A własne sprawy może lepiej schować do kieszeni? Po co przejmować się czymś, na co nie ma się większego wpływu? Chociaż... Z drugiej strony mogłabym się zmienić. Mogłabym zmazać z powiek ten mocny makijaż, mogłabym wreszcie zpoważnieć... Ale co to by dało? Lubiłam podkreślać swoje atuty, tym bardziej moje wielkie brązowe oczy, a to że byłam wesoła to normalne... Więc jak miałabym to zwalczyć?

Byłam zdziwiona przebiegiem własnych myśli. Chociaż nie... Od jakiegoś czasu to było u mnie normalne. Po prostu rozmyślałam po każdej nieudanej znajomości... Rozmyślałam, co we mnie jest takiego nie tak. Zawsze byłam pewna siebie, nie byłam brzydka, byłam zwariowana i kilka razy dziennie napadała mnie głupawka. Więc nie byłam brzydka, bez poczucia humoru i tak dalej. I tym samym moje myśli zatoczyły koło, wracając do punktu wyjścia. Rozwścieczona wręcz własnymi myślami zwlekłam się z łóżka, podeszłam do okna i popatrzyłam przez okno.

Nie mieszkałam na ładnym osiedlu, nie była to piękna okolica, ale nie było to też brzydkie blokowisko w Katowicach, gdzie mieszkałam za czasów dzieciństwa. Chociaż z drugiej strony dałabym wszystko, żeby tam wrócić. co innego żyć w brzydkim blokowisku, z rodziną i przyjaciółmi, a co innego żyć w dość przyzwoitej okolicy, nie znając nawet sąsiadów, bez znajomych i rodziny. To bolało okropnie. Bardzo tęskniłam za Katowicami, ale z drugiej strony cieszyłam się, że znaleziono mi mieszkanie tak daleko od mojego miejsca urodzenia. Im dalej, tym lepiej. Przynajmniej nie odczuwałam tak mocno straty bliskich, którzy zginęli na jednej z ulic Katowic. Dodatkowo potem gdy mieszkałam w Domu Dziecka w Katowicach, nie było już tak, jak za życia rodziców. Wszyscy się ode mnie odwrócili, jakoby wypadek był moją winą...

Otrząsnęłam się z tych myśli. Znowu. Znowu naszły mnie niespodziewane myśli, nad którymi trudno mi było zapanować. Zaraz po tym, jak ponownie zaczęłam się karcić za to myślenie, przed moimi oczami stanął obraz wypadku... Zakrwawionych ciał rodziców... Potem mój strach, gdy otoczyła mnie spora grupa ludzi, krzyczących nie wiadomo na kogo, sprawdzających to i tamto. Potem karetka... Ktoś mnie wziął na nosze, pamiętam że wszystko mnie bolało. Płakałam. Chciałam przytulić się do mamy, ale w jednej chwili już jej nie widziałam. Nie wiadomo dlaczego do szpitala wzięto tylko mnie o mojego brata. Wtedy jeszcze tego nie rozumiałam, dodatkowo nikt mi nie chciał tego wyjaśnić. A potem już pobyt w szpitalu, następnie przenosiny do Domu Dziecka. Tam straciłam znajomych, a mój brat, który był dla mnie podporą, został zaadoptowany przez jakąś parę, która mnie nie zechciała. Z początku nie przejmowałam się tym, ale po miesiącu, gdy zrozumiałam, że zabrano mi rodzonego brata, zabolało jeszcze bardziej. Potem lata minęły bardzo szybko, chociaż nie były one dla mnie szczęśliwe. W moje 18. urodziny pewna miła pani powiedziała mi, że pomoże mi znaleźć jakieś pomieszczenie, w jakim mogłabym mieszkać. Nie znalazła go w Katowicach, nie znalazła w Krakowie, nie znalazła nawet w mniejszych miastach... Akurat znalazła w Rzeszowie, kilkaset kilometrów od miejsca mojego urodzenia. I tak tu się znalazłam. Z początku popadłam w depresję, nie wiedziałam jak poradzić sobie samej w tym wielkim mieście, jednak po jakimś czasie wzięłam się w garść. Za życia w Domu Dziecka zdałam maturę, więc tutaj, w Rzeszowie, zdałam na studia fotograficzne. I tak mi mijały dni. Nudno, ponuro, czasami pogodnie... To zależało ode mnie. Często poznawałam nowych ludzi, jednak wszyscy po kolei zaraz się ode mnie odwracali. Nie wiedziałam dlaczego. Po jakimś czasie się z tym pogodziłam, przyzwyczaiłam się do tego. Ale ostatnio znowu o tym rozmyślam. Znowu sobie wmawiam że to coś ze mną. Czuję, że jeśli z kimś nie pogadam, to po prostu to coś mnie zniszczy od środka, wybuchnę.

Westchnęłam rozczarowana. Naprawdę to moje ciągłe karanie za te myśli nic nie da. To tylko pogarsza mój stan. Szybko odsunęłam się od okna, przy którym stałam. Przeszłam do kuchni, po drodze mijając lustro, do którego się uśmiechnęłam szeroko. Tak lepiej, pomyślałam widząc po drugiej stronie szeroko uśmiechniętą śliczną studentkę. Gdy znalazłam się już w kuchni, nalałam sobie do szklanki soku jabłkowo-miętowego, a następnie usiadłam przy stole. Popijając sok przeglądnęłam wydanie dzisiejsze gazety codziennej. Szybko ominęłam politykę, która wkurzała mnie najbardziej. Tak właściwie to nic w Rzeszowie się nie działo ciekawego... Same wypadki, które przypominały mi o rodzinie i powiększały bliznę. ...Różne informacje polityczne, ale to mnie zupełnie nie interesowało. Nigdy polityka mnie nie interesowała, nawet jeśli było to coś związane z moim przypadkiem. A więc wypadki, polityka, koncerty... I sport. Na ostatnich stronach zatrzymałam się najdłużej. Pamiętałam jak mój brat tak często poświęcał czas sportowi. Grał z kolegami, ćwiczył... Często też zabierał mnie ze sobą. W Domu Dziecka kilka razy w tygodniu grał ze mną w tenisa, a ja rewanżowałam się jemu, grając w przeciwnej drużynie w siatkówkę. Jeszcze gdy Grzesiek był ze mną, miałam sporo znajomych, oczywiście wspólnych. Wszyscy również bardzo lubili sport, więc często poświęcaliśmy mu czas. Najczęściej właśnie graliśmy w siatkówkę, którą pokochałam całym sercem. Dlatego teraz z szerokim uśmiechem czytałam o postępach Resovii, DevelopResu, Młodej Ligi czy chłopaków z I Ligi. Bardzo mnie cieszyło to, że w Rzeszowie siatkówka była takim znanym sportem i że prawie wszyscy młodzi poświęcali mu czas. Sama, gdybym była młodsza, zapisałabym się do jakiegoś klubu...


~.~ Grzesiek ~.~

 -Krzysiu, przestań z tą kamerą łazić, proszę cię. - zwróciłem się do Krzyśka Ignaczaka, który zamiast trenować przyjęcia, zawracał wszystkich głowy swoimi bezsensowynymi pytaniami typu 'Dlaczego siatkówka?'. Miał szczęście, że byłem spokojnym człowiekiem, więc jeszcze mu nie przyjebałem. No i do tego starszych się nie bije chyba...

-Weź przestań, Kosok, to tylko kamera. - zaśmiał się libero. - A właśnie, a ty mi może powiesz w końcu... Dlaczego akurat wybrałeś siatkówkę, a nie inny sport? - podszedł ze wswoją kamerą tuż przede mnie, za mną była ściana, więc nie miałem już jak uciec. Poddałem się i uśmiechnąłem się do kolegi.

-No jak to... Do koszykówki bym się nie nadawał, do ręcznej też nie, bo jestem słaby w łapaniu piłek, a w futbolu też jestem słaby, nigdy żadnego gola nie wbiłem. - zaśmiałem się widząc minę Igły. Na pewno spodziewał się innej odpowiedzi. - Dodatkowo w siatkówkę gram od dzieciństwa, zawsze z siostrą... - na to słowo ugryzłem się w język. Jaki ze mnie ciota! 

-Siostrą? Grzesiu, ty chyba dzisiaj coś dobrze nie funkcjonujesz, przecież ty nie masz siostry, ty masz tylko brata! - mruknął Pit, który właśnie przechodził obok nas odbijając piłkę.

-No właśnie... - spojrzał na mnie zdziwiony Igła.

-Eee, to tylko przejęzyczenie... - mruknąłem próbując ratować się z tej sytuacji. - Tu chodziło mi o... Eee... Koleżankę...

-Hahahaha! Pomylił sobie słowo siostra z koleżanka! - zaśmiał się z drugiej strony sali Zibi.

-No bardzo śmieszne, Bartman! - krzyknąłem zły. - Każdemu się zdaża, nie?

-No ja jeszcze takiego przypadku nie widziałem. - uśmiechnął się szeroko ZB9.

-Daj mu spokój, Bartmanie, on jest dziwny, jego nie zrozumiesz. - mruknął pod nosem Lotman.

-No ja pierdole, chłopaki, tu nie jest jakiś bar, tylko trening, rozumiecie?! - do sali wszedł trener, a zaraz po wejściu był zły jak nie wiem kto. - A więc do roboty, bo jeśli się nie weźmiecie za siebie, to po prostu przegracie jutro z Delectą. I kibice będą źli... - mruknął na koniec przechodząc przez środek sali. Potem wyciągnął jakieś papiery i zaczął coś tłumaczyć Lotmanowi, Tichemu i Bartmanowi. Szybko łyknęłem wody, wzięłem z kosza jedną piłkę i zacząłem serwować jedną po drugiej. To mnie uspokoiło po tej wpadce z siostrą... 

Zaraz gdy sobie o niej przypomniałem, do mojej głowy naszły wspomnienia. Jak mogłem ją zostawić?! Jak mogłem zgodzić się na to cholerne adoptowanie, jedynie mnie?! Ciekawe co się z nią teraz stało... Prawdopodobnie, jeśli dobrze pamiętałem, teraz ona będzie miała 20 lat. Tylko czy dalej mieszka w Katowicach, czy jednak ktoś ją zaadoptował, przeniosła się do innego miasta, zmieniła nazwisko, tak jak ja? Cóż, poszukać jej nigdy nie zaszkodzi...

Tylko dlaczego dopiero teraz się z tym obudziłem, przed ważnym meczem...?

W moich myślach jednak dalej coś mnie pchało do tego, abym jednak się nie poddawał... I zaczął jej szukać... Może mi wybaczy... 

Cóż, nadzieja umiera ostatnia...

~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~
Witam z pierwszym rozdziałem:) Bardzo się cieszę, że prolog wam się tak spodobał. Dla mnie była to istna masakra, i to jeszcze zbyt krótka.
Tak, tak, tak, po części zgadłyście, gdyż to opowiadanie będzie o Picie. Wiem, za szybko to piszę, bo tu jeszcze nie ma jego perspektywy, ale mniejsza o to. Od razu piszę, żeby nie trzymać was w niepewności, że to opowiadanie będzie tak naprawdę o wszystkich... I o Picie, i o Kosie... Jedynie główną bohaterką będzie Lena Królikowska. Taa, nazwisko normalnie zwala z nóg:D. Nie miałam weny, więc wymyśliłam pierwsze lepsze, a ciul!
Nie wiem jak wam, ale mi się podoba bardziej w tym rozdziale perspektywa Leny, niż Grześka. Chyba dlatego, że łatwiej mi się ją pisze, tutaj się wczuwam bardziej... I miałam więcej weny na początku:) A u Grześka jakoś nie mogę się wczuć... Mam nadzieję, że tak bardzo źle nie jest. Trochę zbyt krótko i na razie nic się nie dzieje, ale cierpliwości!
Pa!

4.05.2013

Prolog

Ona- piękna dziewczyna, w szkole bardzo pożądana przez chłopaków. Umiała owinąć sobie wszystkich wokół palca, miała dar przekonywania. Mimo że miała mnóstwo przyjaciół wokół siebie, miała bardzo wiele wrogów. Za jej plecami obgadywano ją, jakoby przez swój ładny wygląd stała się pustą i snobistyczną lalką. Przez to wszystko powoli krąg wrogów pochłonął krąg przyjaciół i tym samym została sama. Bez przyjaciela, bez nikogo kto mógłby ją wesprzeć. Dodatkowo stał się ten wypadek, w którym o mało nie zginęła, za to zginęła jej rodzina, jedyni, którzy się od niej nie odwrócili. Do dzisiaj stawia sobie pytanie, dlaczego to oni, a nie ona? Teraz od tego wypadku minęło 10 lat, dawno już zapomniała o swoich znajomych z lat szkolnych, potem opuściła dom dziecka, w ktorym musiała się wychowywać po śmierci najbliższej rodziny, gdyż oprócz nich nikogo już przy sobie nie miała. Wyszła z tej placówki, przy pomocy dobrych osób znalazła pracę w sklepie fotograficznym, jednocześnie zaczęła studiować fotografię. Życie nauczyło ją wiele, ale była nadal taka sama jak przed laty. Od czasów gimnazjum nie zaufała już nikomu, stała się odludkiem na tej wielkiej Ziemi. Z każdym dniem zaczęło to na niej ciążyć... Aż poznała Jego.

On- W przeszłości najnormalniejszy chłopak na świecie, jak każdy lubił wf, nawet bardziej niż inni. Często wyjeżdżał na zawody i zdobywał medale i puchary. Sport stał się całym jego życiem. Tak też się stało po ukończeniu szkoły. Większość dnia spędzał na siłowni, gdzie dążył do spełnienia swoich marzeń. Dążył, dążył cierpliwie i kilka lat cierpliwości nie poszło na marne. Stał się jednym z najlepszych środkowych na świecie. Najpierw grał w najlepszych klubach, potem został powołany do reprezentacji swojego ojczystego kraju. Zdobywał najlepsze trofea, o jakich kiedyś mógł tylko pomarzyć. Jednak co z tego, jeśli jego rodzina nadal tego nie akceptowała? Co z tego, jeśli jego życie prywatne stało się kompletną ruiną?

~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~
Witam Was na moim nowym blogu. Jest to opowiadanie poświęcone.. No komu? Domyślcie się;)
Będzie trochę łzawe, ale mam nadzieję, że z każdym nowym rozdziałem będzie tutaj trochę akcji. Zainspiruję się trochę IgłąSzyte i będę tu wplatać odrobinę takich akcji, ale to dopiero w dalekiej przyszłości. Prolog jest okropnie okropny moim zdainiem, ale ja nigdy dobrze nie umiałam zaczynać, wybaczcie:c
Pierwszy rozdział nie mam pojęcia kiedy się pojawi, będę musiała zaciągnąć wszystkie siły, żeby coś sklecić, a tu jeszcze szkoła... Postaram się napisać na przyszły tydzień! Bye.