20.12.2013

Rozdział dziesiąty

~.~ Grzesiek ~.~
Po wygranym przez nas meczu chciałem porozmawiać jeszcze z Leną. Właściwie nie miałem dla niej nic ciekawego do powiedzenia. Chciałem tylko pogadać. 
Po ostatnim gwizdku zobaczyłem ją z Kamilem. Już chciałem do nich podejść, gdy Lena nagle odeszła szybkim krokiem z hali. Nawet mnie nie zauważyła, a ja nie mogłem, choć chciałem, za nią pobiec. Musiałem jeszcze odbyć rozgrzewkę po meczu i przebrać się w szatni. No i oczywiście po podpisywać kilkadziesiąt autografów, co czasami mnie nieco denerwowało i nużyło.
Wróciłem do swoich obowiązków z zamiarem zadania później masę pytań fotografowi. Co jak co, ale z daleka było widać, że coś między Leną, a Kamilem się stało. Czyżby się już znali? Jeśli tak, to co między nimi zaszło?
Byłem też bardzo zdziwiony zachowaniem Kamila,. Zwykle cichy, prawie jak Piter, chłopak, zwykle zajmujący się tylko i jedynie swoją pracą, a dziś... Gdy rozmawiałem z Leną przed meczem, wtrącił się jak jakiś dzieciak, zupełnie go nie poznałem. Chociaż wtedy już zupełnie nie byłem pewien, czy ja tego człowieka kiedykolwiek znałem. Jeśli już, to chyba tylko z imienia i nazwiska.
Kontynuowałem pomeczową rozgrzewkę rozmyślając i obserwując roześmianych kolegów z drużyny zarówno swojej, jak i przeciwnej. Niektórzy jeszcze stali rozmawiając z kibicami, pozując do zdjęć i podpisując autografy. Przyszło mi nagle do głowy, czy kiedykolwiek stanie się taka sytuacja po meczu, kiedy nikt nie będzie oczekiwał od nas autografów. Odpowiedź była jednostronna.
- Ej, Kosa, co ty taki cichy dzisiaj! Chcesz Pita zastąpić? -zaśmiał się Igła, przechodząc obok jeszcze z jakąś kartką. -Chłopaki! Ma ktoś z was marker, długopis... Coś do pisania? - zapytał idąc dalej po hali z nadzieją, że znajdzie na boisku jakiś zabłąkany pisak.
- Mnie nie trzeba zastępować! - uśmiechnął się Piotrek, kończący już swoją rozgrzewkę.
- Igła, długopisy to nie grzyby, nie wyrosną ci tutaj. - zaśmiał się z zachowania Ignaczaka kapitan naszego zespołu, który skończył już swoją pomeczową rozgrzewkę i został jeszcze na hali, rozmawiając z kilkoma kibicami.
- Alek, grzyby tu też nie rosną. - odparował Krzysiek, naśladując białoruski akcent.
Zaśmiałem się tylko w duchu na humor kolegów, który im widocznie doskwierał po wygranym meczu i skończywszy pomeczową rozgrzewkę, udałem się do szatni. Na szczęście zaczepiły mnie tylko dwie fanki Resovii, prosząc o autograf, także mogłem w spokoju odbyć prysznic i przebrać się w prywatne ciuchy. Dziwnym sposobem dzisiaj strasznie mi się spieszyło i wcale nie zazdrościłem Alkowi i trenerowi, że musieli zostać jeszcze na konferencji.
Wychodząc z szatni prawie w biegu opuściłem halę. Po drodze rozglądałem się jeszcze za Kamilem, ale niestety musiał już wcześniej odjechać.
No cóż, zapytam go jutro.
Szybko doszedłem, a raczej dobiegłem do swojego auta i wyjechałem z parkingu spod Podpromia na główną ulicę. W 5 minut dojechałem do swojego mieszkania i kolejne 5 minut później znajdowałem się już w swoim "gniazdku".
Siadając na sofie zupełnie nie wiedziałem, za co się wziąć. Moje myśli ciągle zajmowała Lena, Kamil i ta tajemnicza "mała" dziewczyna poznana rano...

Hej hej! Dodaję WRESZCIE coś. Napisane kilka tygodni temu z nadzieją, że wymyślę coś jeszcze. Niestety aktualnie mam brak weny, ale postanowiłam coś dodać, bo trochę nudno tutaj się robi. Akurat dzisiaj (nie tylko ja) zaczęłam świąteczną przerwę, więc skupię się na tym opowiadaniu i może coś w tym roku jeszcze dodam. Chcę go jak najszybciej skończyć, ale jak na razie z moim słomianym zapałem jestem na... początku. 
Kompletnie nie mam pojęcia, po jaką cholerę dodaję wam tą masakrę, ale... Cóż.
Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku (no chyba że zdążę coś opublikować jeszcze i złożyć wam życzenia aktualniejsze)! Buziaki:*