31.03.2015

Rozdział jedenasty

Perspektywa Leny
21/04/13 Rzeszów
Incydent z meczu z Delectą Bydgoszcz szybko wyleciał mi z pamięci, ponieważ obowiązki studentki bardzo ciążyły na moich barkach. Okazało się, że codziennie miałam wykłady w dwóch najróżniejszych porach dnia – o 7 nad ranem oraz 12 godzin później, przez co odsypiałam w środku dnia.
Studia były również powodem mojego szybkiego pożegnania z fotografią sportową, ponieważ często miałam obowiązkowe wykłady w trakcie meczy Resovii. Nie denerwowało mnie to ani trochę, nawet przywitałam to z ulgą, ponieważ ostatnio na Podpromiu zrobiłam niezłą aferę, z czego stałam się słynna fanom Resovii. Dodatkowo nie miałam ochoty widzieć się z Kamilem – mimo naszej krótkiej znajomości chłopak bardzo działał mi na nerwy. Nasza znajomość była jednym wielkim nieporozumieniem.
Mimo wszystko tęskniłam za Grześkiem – co może wydawać się bardzo dziwne, ponieważ znałam go nawet krócej niż Kamila, którego nie cierpiałam.
Moje pożegnanie z fotografowaniem na meczach siatkówki uznałam za koniec króciutkiego podrozdziału mojego życia, lecz często przyłapywałam się na tym, co by było, gdybym jednak pogodziła się z Kamilem? Czy znalazłabym pracę jako drugi fotograf mistrza Polski?
Od mojego zakończenia kariery fotografki rzeszowskich siatkarzy minęło zaledwie 3 tygodnie, a sezon ligowy siatkówki w Polsce już się zakończył drugim z rzędu Mistrzostwem Polski dla Resovii. Dzisiaj na rzeszowskim rynku wszyscy kibice mieli przywitać naszych mistrzów i podziękować im hucznie za drugie mistrzostwo. Pomyślałam, że również pójdę – w końcu muszę się przyznać, że śledziłam wyniki każdego meczu i bardzo ucieszyło mnie złoto dla Resovii. Gdyby ktoś mi powiedział miesiąc wcześniej, że będę interesować się w jakikolwiek sportem, puknęłabym się w czoło z politowaniem. Jednak teraz mogę szczerze przyznać – stałam się kibicem sportu, a szczególnie siatkówki. Wciągnęło mnie obserwowanie, jak – szczególnie mężczyźni – odbijają zwykłą piłkę. Sama nie byłam niska, bo mierzyłam ponad 170 centymetrów, dlatego czasami też zastanawiałam się, czy nadawałabym się do tego sportu. Jednak na mnie już było prawdopodobni za późno – dobiegałam dwudziestki i nigdy nie przepadałam za sportem, dlatego zostało mi jedynie kibicowanie.
Dochodziła już godzina 14. Do fety na rynku pozostało jeszcze dwie godziny, ale ja już ze swojego mieszkania słyszałam przyśpiewki, które wcześniej kojarzyłam z jednorazowej obecności na Podpromiu.
Zdawałam sobie sprawę, iż pójście na taką uroczystość zaledwie kilkudziestoma minutami przed samym przyjazdem siatkarzy oznacza obecność na końcach publiczności, ale nie przejmowałam się tym – przynajmniej Grzesiek, Kamil czy reszta moich znajomych z rzeszowskiej hali mnie nie zauważy.
Na fetę postanowiłam ubrać niedawno zakupioną koszulkę nazywana przez kibiców pasiakiem z numerem szesnastym, ponieważ po zapoznaniu się z życiorysami wszystkich siatkarzy najbardziej ujęła mnie osobowość Igły, stał się w pewnym rodzaju dla mnie autorytetem.
Oczywiście nie poszłam na spotkanie z Resoviakami w samym pasiaku. Założyłam również obcisłe dżinsy rurki oraz zwykłe sportowe buty. Nie brałam żadnej kurtki czy bluzy na koszulkę, ponieważ dzisiaj było bardzo ciepło, z resztą – nic dziwnego, w końcu był koniec kwietnia, kalendarzowa wiosna w pełni.
O godzinie 14:45 wyszłam spokojnie na ulice Rzeszowa, nie oczekując zbyt wiele, a właściwie liczyłam, że będę stać na samych końcach tłumu.
*
                Byłam gotowa na ogromne tłumy, ale to co zastałam przekroczyło granice mojej wyobraźni.
                Ulica Adama Mickiewicza, od której się kierowałam była pełna ludzi idących w stronę rynku, natomiast na samym końcu ulicy kończył się tłum kibiców.
                Stanęłam na samym końcu tłumu, ale ze smutkiem musiałam przyjąć do świadomości fakt, iż nic nie widziałam. Mimo mojego niemałego wzrostu musiałam przynajmniej stać na palcach aby cokolwiek widzieć zza tłumu, ale to i tak nie wystarczało.
                Jednak po chwili wszyscy zaczęli odwracać głowy w moją stronę, co mnie trochę irytowało i dziwiło. Już miałam pytać się, czemu na mnie patrzą, gdy sama odwróciłam się i zobaczyłam nadjeżdżający resoviacki autobus, z eskortą policji.
                Wszyscy zaczęli machać, wiwatować, śpiewać, krzyczeć i skakać na widok siatkarzy patrzących przez okna pojazdu. Nawet ja zaczęłam – najpierw delikatnie, a potem jak jakaś hotka – machać rękoma oraz krzyczeć:
                - Brawo chłopaki! Jesteście wielcy! Mistrz, mistrz Re-so-via! – na co wtórowała mi reszta kibiców.


Hej hej heeeej! Mój Boże, poślizg na tym blogu był mega długi. Pprzepraszam, przepraszam, przepraszam.
W ciągu tego ponad roku przerwy doszłam do wniosku, że nie nadaję się na pisarkę. Nie mam weny, nie mam czasu, nie mam chęci. Jednak, jeżeli na tym opowiadaniu znajduje się już 10 rozdziałów, to jakoś trzeba doczołgać się do końca...
Nie mam pojęcia, kiedy kolejny, ponieważ jeszcze go nie napisałam. Może napiszę w święta. Zależy czy będę mieć czas. Jeśli nie napiszę go w święta, to kolejny czas znajdzie się dopiero w maju, ewentualnie w wakacje.
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda x