25.06.2015

Rozdział piętnasty

Perspektywa Leny
24/04/13, mieszkanie Grześka
- A więc masz siostrę? – zapytałam siadając na kanapie obok siatkarza, trzymając w ręku szklankę z wodą. Nie patrzyłam na niego, a on nie patrzył na mnie. Siedzieliśmy obok siebie i rozmawialiśmy, ale nie potrafiliśmy – nie mam pojęcia, dlaczego – patrzeć sobie w oczy.
- Tak. Nazywała się Milena. – na dźwięk tego imienia moje serce dziwnie zabiło. Czyżby…? Nie, to niemożliwe.
- Lubiła siatkówkę? – zapytałam, wbijając wzrok w szklankę.
- Nie… Nie wiem. Chyba nie. Nie pamiętam. To było tak cholernie dawno temu… Nie utrzymuję z nią kontaktu. Nawet nie wiem gdzie mieszka, czy ma chłopaka, jak się ma. – westchnął Kosok. – Nie rozmawiajmy o niej, dobrze? Nie lubię tego tematu rozgrzebywać.
- Spoko. – pociągnęłam łyk ze szklanki. – Ja też miałam… Mam brata, ale nie utrzymuję z nim kontaktów.
- Dlaczego? – zapytał, wreszcie odwracając głowę w moją stronę.
- Nie wiem. – wzruszyłam ramionami. – Po prostu… Nie umieliśmy się dogadać. – skłamałam, patrząc na szklankę, która była już pusta. Nie potrafiłam wciąż gadać o swoim zaginionym bracie, a myśl, że siostra Grześka nazywała się tak jak ja, nie pomagała.
Tak naprawdę miałam na imię Milena, ale wszyscy od zawsze nazywali mnie Lena, nawet rodzice, dlatego po wyjściu z Domu Dziecka postanowiłam zmienić imię. Stare życie zostawiłam za sobą i nie chciałam się oglądać za siebie, dlatego nie miałam ochoty opowiadać Grześkowi o swojej przeszłości, zwłaszcza, że nie była ona kolorowa, a jeżeli po części była, to szara rzeczywistość wszystko psuła.
- Dziwne. Jak można nie dogadać się z tak wyrozumiałą dziewczyną, jak ty? – na ten komplement zaczerwieniłam się po cebulki włosów, na co Grzesiek tylko się zaśmiał. Próbowałam to przykryć swoimi włosami, ale Kosok mi to uniemożliwił, naciągając kosmyki włosów za ucho.
- Zapytaj Kamila. – mruknęłam pod nosem.
- Nie widziałem go od dawna. - zaśmiał się siatkarz. – Nie wiem, czy coś go ugryzło, czy zmienił zdanie. – wzruszył ramionami. – Ale po tym, jak cię przyprowadził na mecz, stał się jakiś taki opryskliwy jak jakaś kobieta w ciąży.
- To wcześniej był miły? – zainteresowałam się.
- Oczywiście. – zachichotał szatyn. - Inaczej trudno by było z nim wytrzymać.
Nawet nie zauważyliśmy, że za oknem zrobiło się ciemno. Rozmowa bardzo nas wciągnęła, a tematy sypały się jak z rękawa. Rozmawialiśmy o wszystkim, nawet o lokalnych wiadomościach.
- O mój Boże, jak to już 23? – złapałam się za głowę, gdy zobaczyłam godzinę w telewizorze, po tym jak Grzesiek włączył telewizję.
- Nie mam pojęcia. – podrapał się po głowie i wrócił do przeskakiwania z kanału na kanał.
- Ja muszę już iść… - podniosłam się gwałtowania, następnie w podobnym stylu usiadłam, ponieważ wielka dłoń Grześka złapała moją, o wiele mniejszą, i przyciągnęła z powrotem na kanapę, przez co prawie usiadłam mu na kolanach. Oczywiście moja twarz prawie spłonęła ze wstydu, ale Grzesiek jakby tego nie zauważył.
- Zostań, pooglądamy coś. A jak nie to porozmawiamy. Naprawdę nie mam ochoty zostać sam w tym mieszkaniu.
- No… - zawahałam się, ale widząc minę Kosoka, poczułam dziwną ochotę… Na coś, czego nie powinnam zrobić. – No dobra. Zostanę. Tylko nie przeskakuj miedzy tymi kanałami tak szybko! O, tak to się robi. – wyrwałam pilot z ręki siatkarza, przez co niechcący trąciłam jego dłoń. Między nami posypały się niewidzialne iskry, przez co na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka, a ja odrobinę zadrżałam. Przez ten gest zapomniałam, po co trzymam w ręku pilot, ale po chwili sobie przypomniałam. Grzesiek tylko patrzył się w swoje dłonie.
Przeglądałam kanał po kanale, każdy program oglądając kilka minut. Ta czynność tak mnie wciągnęła, że nawet nie zauważyłam, jak dłonie siatkarza przyciągają moje ciało. Po chwili usta sportowca pojawiły się na mojej szyi, a jego dłonie wcześniej odgarnęły moje włosy. Zadrżałam.
Jego dotyk był kojący, a jednocześnie wzbudzał we mnie dziwne myśli. Moja wyobraźnia zdecydowanie była zbyt bujna. Tak przynajmniej sobie to tłumaczyłam i postanowiłam zatopić się w przyjemności.
Odłożyłam pilot i przyciągnęłam siatkarza do siebie jeszcze bliżej, przez co wręcz siedziałam mu na kolanach. Nasze twarze dzieliły milimetry. Po chwili nasze usta się spotkały. Pocałunek najpierw był delikatny, ale potem wręcz namiętny.
Oboje szukaliśmy w sobie oparcia. Po prostu chcieliśmy zapomnieć o złych chwilach, oddać się teraźniejszości. Temu niesamowitemu uczuciu, którego przynajmniej ja nigdy nie doznałam tak mocno.
Między naszymi ciałami aż wrzało z pożądania. Nie mieliśmy ochoty z tym uczuciem walczyć.
Tej nocy po prostu oddaliśmy się sobie nawzajem.

25/04/13, mieszkanie Kosoka
Przez jasne, nie do końca zaciągnięte zasłony przemykały promienie słońca. Pogoda tego dnia, jednego z ostatnich dni kwietnia, była typowo pogodna. Słonce rozsiewało swoje światło po całym pokoju, czyniąc go jaśniejszym, niż był on nocą. Wreszcie mogłam w pełni zobaczyć sypialnię Grześka.
Pokój był przytulny. Ściany koloru kawy z mlekiem, pasujący do koloru zestaw mebli, łóżko, dywan... Właściwie był to typowy pokój i nie wyróżniał się niczym szczególnym. Moją uwagę przykuła ściana zapełniona zdjęciami.
Zaintrygowana wyplątałam się z objęć siatkarza delikatnie, by go nie wybudzić ze snu. Ostatnie dni były dla niego ciężkie, więc zasługiwał na dłuższy sen.
Szybko wskoczyłam we wczorajsze ubrania, nie myśląc o kąpieli. Najpierw chciałam obejrzeć zdjęcia, a dopiero potem skierować się w stronę łazienki.
Podeszłam do ściany i z fascynacja przeglądałam fotografie. Były najróżniejsze – Grzesiek z pucharem MP z zeszłego roku, Grzesiek z kolegami z klubu, Grzesiek z fanami… Były również zdjęcia z jego kariery sportowej sprzed kilku lat. Dopiero na końcu mój wzrok przykuły zdjęcia z jego dzieciństwa.
Ciche pochrapywanie siatkarza w tym momencie nie miało znaczenia, podobnie odgłosy pojazdów hałasujących na ulicy. To co zobaczyłam sprawiło, że nie wiedziałam co robić.
Na zdjęciach z dzieciństwa w większości widniałam ja.
Byłam wtedy inna. Może to dlatego Kosok mnie nie poznał? W dzieciństwie miałam bardzo ciemne i bardzo długie włosy. Nigdy nie byłam szczupła. Obecnie byłam przeciwnością siebie sprze kilkunastu lat, chociaż włosy nadal miał ciemne, ale nie takie jak dawniej. Jednak to nie była aż taka drastyczna zmiana, by mnie nie poznać… Czy mógł być taki tępy, by nie pomyśleć, że przypominam mu własną siostrę? Jak mógł tak bezmyślnie postąpić, by… By…
Nawet nie chciałam sobie przypominać, co stało się zaledwie kilka godzin temu. Jak mogłam być taka głupia? Przecież podświadomość sama do mnie szeptała, że w tej znajomości może być coś nie tak. Ale oczywiście jak zwykle coś liczącego się zignorowałam. Popełniłam okropny błąd. Zakochałam się we własnym bracie. Na domiar złego jeszcze się z nim przespałam.
Wyrzuty sumienia opanowały moje myśli. Szybko otrząsnęłam się z szoku.
Gdy przekonałam się, że Grzesiek nadal śpi w najlepsze, szybko zebrałam swoje rzeczy i jak najciszej wyszłam z mieszkania.
Jak najszybciej uformowałam w głowie plan. No bo przecież nie mogłam zostać w Rzeszowie dłużej. Tak tchórze, tacy jak ja, nie postępują. Zdecydowanie.
- Lena? – usłyszałam w słuchawce telefonu zaspany głos kumpeli. – Co tak wcześnie?
- Słuchaj, Lila, potrzebuję twojej pomocy. – odezwałam się rzeczowym tonem, pokonując kolejne metry dzielące mnie od mojego mieszkania. – Możesz do mnie wpaść?
- Jasne, zaraz będę. – odpowiedziała, po czym usłyszałam odgłos rozłączonego połączenia.

- Musisz wyjechać? Ale… Tak po prostu? A co ze studiami? – blondynka zasypała mnie pytaniami. Spodziewałam się tego, dlatego też postanowiłam jej nic nie mówić o moim pokrewieństwie z siatkarzem.
- Studia będę kontynuować na innej uczelni. – odpowiedziałam krótko. – Ale potrzebuję po prostu twojej pomocy. Opowiadałaś mi kiedyś, że masz rodzinę w Portugalii? Czy mogłabym tam na chwilę u nich zamieszkać? Zapłaciłabym za nocleg.
- Och, oczywiście. Zadzwonię do nich i wszystko ustalę. Kiedy chcesz wyjechać?
- Jak najszybciej. W tym tygodniu, najpóźniej jutro.
- Odpowiesz mi, dlaczego?
- Wybacz mi, Lila, ale pewne rzeczy są zbyt pogmatwane, by móc to odplątać. – odpowiedziałam, zmęczona pytaniami koleżanki. Cieszyłam się, że po kilku próbach dostania odpowiedzi, jakiej oczekiwała, zrozumiała mnie bez słów i postanowiła mi po prostu pomóc.

27/04/13, lotnisko w Jasionce (pod Rzeszowem)
- Nie mogę uwierzyć, że ciebie nie będzie. – marudziła Lila, która chciała się ze mną pożegnać tuż przed odprawą.
- Ja też. Musisz wpaść do Aveiro w wakacje! – uśmiechnęłam się.
- Pewnie, że wpadnę. Dawno tam nie byłam. – obiecała blondynka. Następnie mocno mnie przytuliła i odprowadziła mnie wzrokiem, gdy kierowałam się na odprawę.
Kierując się w końcu w stronę samolotu, ostatni raz odwróciłam się w stronę lotniska. Zauważyłam wielu ludzi, jednak spośród nich jedna szczególnie wyróżniała się wzrostem.
Grzesiek.
Szybko odwróciłam się, by mnie nie zauważył i skierowałam się do samolotu.

Perspektywa Grześka
25/04/13, mieszkanie Kosoka
Obudziłem się w bardzo dobrym nastroju. Dawno nie czułem się tak dobrze.
Wstając z łóżka mój dobry nastrój prysł jak bańka mydlana. Nigdzie w mieszkaniu nie było Leny. Jednak zamiast niej znalazłem krótki list na blacie w kuchni.
„Nie wiem, czy tego żałujesz, czy nie. Nie chcę wiedzieć. Chcę tylko, żebyś wiedział, że to nie miało sensu. Sam domyślisz się, dlaczego. W szkole dobrze się uczyłeś, więc powinieneś zrozumieć, o co mi chodzi.
Mam nadzieję, że znajdziesz sobie kogoś, z kim ułożysz sobie życie. Pamiętam: siatkówka to nie tylko sport. Żyj pełnią życia!

Buziaki, Milena”


THE END
Nie będzie epilogu, bo po prostu nie byłby on niczym ciekawym. Tak, wiem, Lena jest tchórzem. A Grzesiek głupkiem. W sumie oboje są głupkami, skoro zrobili TO.
Jeju, jak ja się cieszę. Wreszcie skończyłam to opowiadanie po prawie 26 miesiącach od rozpoczęcia.
Najdłuższy rozdział, prawie 1,500 słów. Miałam zamiar podzielić go na dwie części, ale... Po co dwoić, skoro można wszystko naraz dodać?
Dziękuję tym, którzy czytali. Tym, którzy komentowali.
Teraz myślę nad opowiadaniem z Savanim. Może ruszą nowe rozdziały, ale jeszcze nic nie obiecuję.
DZIĘKUJĘ jeszcze raz. x

15.06.2015

Rozdział czternasty

Perspektywa Grześka
24/04/13, mieszkanie Kosoka
Leżałem na łóżku w sypialni swojego mieszkania i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Zaledwie wczoraj odbierałem swój kolejny medal MP, a kilka godzin temu cieszyłem się z przyjęcia kibiców na rzeszowskim rynku. A teraz? Teraz czułem się jak jakiś nastolatek z depresją.
Popełniłem ogromny błąd, przyjeżdżając do Rzeszowa i nie wtapiając się w towarzystwo jak reszta moich kumpli z klubu. Zawsze tłumaczyłem się tym, że chcę się bardziej skupić na siatkówce, ale dopiero teraz musiałem przyznać przed samym sobą, że życie to nie tylko siatkówka, a nawet jeśli, to siatkówka to nie tylko sport. Kiedyś trzeba się odstresować, spędzić z kimś wieczór, popołudnie lub chociaż jedna chwilę.
Tylko z kim ja mógłbym spędzić chociażby chwilę? Z kim? Było wielu ludzi w moim życiu, ale zazwyczaj oni najpierw do niego wpadali, a potem wybiegali, jakbym ich odstraszał. I w sumie to była moja metoda. Od czasu wypadku moich rodziców, rozdzieleniu mnie z siostrą, nie wiedziałem co zrobić. Byłem zły na siebie za to, że nie próbowałem jej odszukać, ale zawsze miałem na to dla siebie dobrą wymówkę. W miarę z upływem lat moja chęć spotkania się z Mileną wzrosła, ale do chęci dochodził również lęk. Lęk o to, że siostra mi tego nie wybaczyła. Nie wybaczyła mi tego, że ją po prostu zostawiłem, jak zwykłego śmiecia. Rodzeństwo tak nie postępuje, prawda? Ja dopiero niedawno zdałem sobie z tego sprawę.
Leżąc bezczynnie i rozmyślając o przyszłości, moje myśli spłoszył krótki i stanowczy dzwonek do drzwi. Dźwięk był tak przeze mnie nieoczekiwany, że aż podskoczyłem na łóżku, słysząc go.
Zwlokłem się z materaca i szybkimi, długimi krokami dopadłem drzwi, po drodze przeglądając się w lustrze. Sprawdzałem, czy na mojej twarzy widać to, jak bardzo było mi w tym momencie smutno. Na szczęście moje minimalne zdolności aktorskie na coś się przydały. Wyglądałem, jak świeżo upieczony mistrz Polski powinien wyglądać.
Otwierając drzwi, zamarłem, a moja twarz nie potrzebowała już maski. W progu zobaczyłem osobę, której nigdy bym się nie spodziewał. Byłem zaskoczony, ale jednocześnie szczęśliwy.
- Co ty tu robisz? – zapytałem, oszołomiony widokiem dziewczyny.

Perspektywa Leny
W tej samej chwili, w tym samym miejscu
Nietrudno mi było znaleźć mieszkanie Grześka, ale z każdym kolejny krokiem bliżej jego drzwi, moja chęć odwiedzenia jego osoby malała. Gdy mi otworzył, pierwsza myśl, jaka wpadła mi do głowy to „Po jaką cholerę tu przyszłam? Tylko zawracam mu głowę!”.
- Cześć… Pomyślałam, że wpadnę. Piotrek mi dał twój adres. – uśmiechnęłam się nieśmiało.
Siatkarz był odrobinę zszokowany moją obecnością, ale po minucie wpuścił mnie do środka, przepuszczając w progu. Jego mieszkanie nie było duże, ale również nie było małe – po prostu średniej wielkości, w sam raz dla jednej osoby. Zaraz o wyjściu z malutkiego „przedpokoju” przeszliśmy do kuchni, która również nie była dużych rozmiarów. W kuchni znajdowało się kolejne wejście, znowu bez drzwi, do salonu, który był chyba największym pomieszczeniem w mieszkaniu. Na jednej ścianie znajdowało się mnóstwo medali i pucharów, z różnych etapów kariery sportowej Kosoka. Na drugiej ścianie mieściło się okno z widokiem na ulicę Rzeszowa oraz drzwi balkonowe, na kolejnej dwoje drzwi, a przy ostatniej meble z telewizorem, jakimiś książkami i nie tylko. Na środku pomieszczenia stała kanapa, a między kanapą i telewizorem stał stolik. Usiadłam na kanapie, którą wcześniej wskazał mi Grzesiek.
- Miło z twojej strony. – uśmiechnął się Kosok, siadając obok. – W sumie nie miałem co robić… - podrapał się po głowie i umilkł. Zapadła niezręczna cisza, w trakcie której myśleliśmy, co powiedzieć. Nie miałam pomysłu na rozmowę, jednak nie chciałam wciąż siedzieć w ciszy.
- Nie zastanawiasz się nad wakacjami? – zagaiłam, rozglądając się po salonie.
- Myślałem nad Hiszpanią, ale jeszcze nie jestem pewien. – westchnął siatkarz.
- Jeszcze tam nie byłam, ale myślę, że na pewno jest tam pięknie. – uśmiechnęłam się do szatyna.
- Też tak myślę. – odparł, oddając uśmiech. – Napijesz się czegoś? – zapytał, wstając. – Kawa, herbata, woda, sok?
- Z chęcią. Może być woda. – odpowiedziałam.
Gdy oddalił się nieznaczenie do pomieszczenia tuż obok, również wstałam i zaczęłam bliżej przeglądać jego trofea.
- Wow, sporo tego masz! – jęknęłam z podziwem na widok wszystkich medali i pucharów.
- Gdybyś zobaczyła medale na przykład Pita czy Igły, to byś tak nie powiedziała. – ni stąd, ni zowąd z moimi plecami zjawił się Grzesiek. Postawił szklanki z napojem na stolik, a sam podszedł bliżej mnie. – No, ale w sumie nie jest tego też tak mało. Widzisz ten puchar? – wskazał na małe trofeum stojąca naprzeciw mnie. – To moja pierwsza indywidualna nagroda jako zawodnika Resovii. Mam do niej sentyment. A ten… - wskazał na dość misterny medal, wiszący bardzo wysoko. – Ten medal zdobyłem po raz pierwszy w życiu. – poczułam się dziwnie, słysząc jak łamie się mu głos, jednak po chwili zaczęłam wątpić w to co słyszę, bo mówił znowu normalnie.
- Bardzo wysokie te półki. – westchnęłam patrząc w górę. Kilka pucharów czy medali trudno mi było zobaczyć, ponieważ znajdowały się wyżej niż moja głowa.

Grzesiek jakby czytał mi myślach. Bez jakiegokolwiek pytania wziął mnie w swoje ramiona i uniósł do góry.

5.06.2015

Rozdział trzynasty

Perspektywa Piotrka
21/04/13, jeden z parków w Rzeszowie
Idąc z stronę Liliany miałem wrażenie, że moja jaźń się rozdwoiła. Czy wcześniej nie stała tam tylko ona? W takim razie skąd teraz tam dwie podobne… Ale tylko podobne z daleka dziewczyny. Obok Lili stała brunetka, trochę znajoma mi z twarzy… Ale nie miałem pojęcia skąd ją znałem.
- Hej. – pocałowałem Lili w policzek na powitanie. – Mam nadzieję, że nie czekałaś długo? Musiałem po drodze podpisać sporo autografów i pozować do dość dużej ilości zdjęć. – parsknąłem.
                -Nie ma sprawy. – uśmiechnęła się tak uroczo. Miałem ochotę ją po raz kolejny pocałować, ale ona odsunęła się. Spojrzałem na nią zdziwiony. – To jest Lena. Lena, to jest Piotr Nowakowski, środkowy bloku Asseco Resovii Rzeszów, ale to chyba wiesz. Nie wiem, czy się już nie widzieliście. Lena miała być fotografem waszego klubu, ale zrezygnowała. – przedstawiła. – Nawet nie wiem po co to zrobiłaś. Przecież to musiała być idealna praca! – ostatnie zdanie skierowała już do brunetki.
                - Cóż, ja też na początku tak myślałam. – uśmiechnęła się koleżanka Liliany. – Ale uwierz, Lil, to nie jest takie proste. Przede wszystkim nie wszyscy byli za tym, bym tam pracowała. – spojrzała wymownie w niebo.
                - Nie chodzi ci o Piotrka, prawda? – pisnęła Lilianka, na co miałem ochotę parsknąć śmiechem. Nie wiem dlaczego, ale w jej obecności, dokąd ją poznałem, miałem ochotę ciągle się śmiać, albo ją całować. Czy to nie było deprymujące? Bardzo. I dlatego zakazałem jej chodzić na mecze, czego oczywiście nie wysłuchiwała. Ale na meczach udawało mi się przestać myśleć o jej obecności, co było dziwne, a jednocześnie dawało ulgę.
                - Oczywiście, że nie. Bo my chyba się nie znamy. – prychnąłem ze śmiechem.
                - Ale kogoś musiałaś poznać z Resovii, przecież tam byłaś, przynajmniej raz, prawda? – blondynka spojrzała na swoją koleżankę.
                - Taaak. – przytaknęła dziewczyna, na co odruchowo z zaciekawieniem się jej przyjrzałem. Ze mną na pewno nigdy nie rozmawiała. W takim razie z kim? – Rozmawiałam raz chyba z Kosokiem, ale to było już jakiś czas temu. Ale zmieniając temat, jesteście razem? Od kiedy? Przecież nic się nie chwaliłaś, Lila! – oznajmiła z wyrzutem. Musiałem przyznać, że obie pasowały do siebie, były podobne charakterem. Ale i tak Lila była lepsza. Czułem lekki wyrzut do brunetki, ponieważ gdyby nie jej obecność, mógłbym teraz mieć swoją dziewczynę na wyłączność. Jednak musiałem uzbroić się w cierpliwość.
                - Cóż, od niedawna. – zarumieniła się blondynka, na co szeroko się uśmiechnąłem. – Poznaliśmy się już spory czas temu, ale jesteśmy razem dopiero od niedawna. – spojrzała na mnie. Wpatrzyłem się w jej piękne tęczówki i mimowolnie schyliłem się, by pocałować jej piękne i miękkie usta.
                - Ugh, gołąbki, nie przeszkadzajcie sobie. Tak w ogóle Kosok może jest gdzieś w pobliżu? – zapytała mnie, na co oszołomiony pocałunkiem musiałem spytać o co jej chodziło, a ona powtórzyła swoje pytanie.

                - Musi być w swoim mieszkanku. Czekaj, napiszę ci jego adres, to do niego wpadniesz. Ostatnio jest nieco samotny. Przyda mu się jakieś towarzystwo. – wyrwałem z notesu Lili czystą kartkę, by nabazgrać na niej kilka słów adresu, a następnie podałem ją blondynce. Po chwili z ulgą mogłem cieszyć się tylko i jedynie moją dziewczyną.


Dodaję dawno napisany rozdział. Nie dodawałam go wcześniej, ponieważ miał być on dłuższy, jednak niestety brak mi obecnie weny, więc nie przedłużając, postanowiłam dodać to, co mam.
Ma nadzieje, że korzystając teraz z wolnego czasu, którego mam coraz więcej, wena powróci.

7.04.2015

Rozdział dwunasty

Perspektywa Grześka
21/04/13 rzeszowski rynek
Siedziałem w naszym klubowym autobusie wraz z resztą drużyny i z uśmiechem obserwowałem ludzi machających do nas z chodników. Byłem w doskonałym nastroju – w końcu dzień wcześniej w bardzo dobrym stylu zdobyliśmy Mistrzostwo Polski!
Mój humor poprawiało przyjęcie przez rzeszowian. Witali nas jak jakichś króli, co było z jednej strony śmieszne, a z drugiej piękne. Cudowny gest, podziękowanie nam za ogrom pracy, którą wykonaliśmy przez kilka ostatnich miesięcy.
Przez ostatni miesiąc Lena zniknęła; wszystko działo się jak wcześniej. Było trochę nudno, życie większości Resoviaków – również i mnie – stało się rutyną. Teraz każdy z nas opowiadał sobie, w jaki sposób je zmieni.
- Jak myślisz, Seba. Lepsze będą Bahamy czy Majorka? – Igła właśnie wyjął kamerę i wkrótce planował zacząć filmować kolejny odcinek dla kibiców. Jednak, korzystając, że jeszcze jej nie włączył, planował z synem wakacje.
- Tato, ja jeszcze mam szkołę. Jeszcze dwa miesiące niestety będziesz musiał sobie posiedzieć w Rzeszowie. – zachichotał młody Ignaczak.
- A może zostaniesz z Dominiką i ciocią Zosią a my z mamą pojedziemy, co? – mrugnął Krzysiek.
- To się nazywa nie fair, tato! Musisz poczekać, aż skończy się nam rok szkolny, błagam. – krzyknął przerażony Sebastian.
Obserwowałem tą niezwykle uroczą rodzinną scenę mając niezły ubaw, a jednocześnie czując jakby ukłucie zazdrości. Ja wrócę do mieszkania i kogo zastanę? Nawet kota nie mam!
Po chwili Ignaczakowie zakończyli rozmowę i Igła włączył kamerę, komentując widoki za oknem oraz atmosferę w środku pojazdu.
Mimo gwaru w autobusie, po chwili każdy z nas mógł usłyszeć głośnych kibiców z Rzeszowa, których było… Naprawdę sporo! Patrzyłem przez okno i aż zdębiałem z wrażenia. Rzeszowski rynek wyglądał jak morze ludzi, głównie ubranych na biało-czerwono, którzy machają, skaczą i krzyczą z radości na nasz widok.
Wyszliśmy z pojazdu, uśmiechając się szeroko do przesympatycznych kibiców.  W tłumie zobaczyłem kilka znajomych twarzy, dzięki czemu nie czułem się tak bardzo obco.
Kolejny przebieg „fety” wyglądał następująco: nasze wyjście na scenę, podniesienie przez każdego pucharu, podziękowanie kibicom za przybycie, śpiewanie oraz skakanie z kibicami. Było tak niesamowicie, że aż nikt nawet nie zauważył, jak czas minął końca i ponownie udaliśmy się do autokaru. Nim odjechaliśmy pod Podpromie, a tam każdy wsiadł do swojego pojazdu.  Ja również, choć mi się nigdzie nie spieszyło.
W mieszkaniu oczywiście nikt na mnie nie czekał, tylko pod blokiem garstka kibiców, którzy pogratulowali mi złotego medalu i porobili sobie ze mną zdjęcia. Gdy znalazłem się sam pośród czterech ścian, poczułem pustkę.
Pewnie tak czują się samotnicy. Dziwnie, że dopiero teraz to odczułem.
Rzuciłem się na łóżko i zasnąłem, dopiero w tamtej chwili odczuwając zmęczenie.

Perspektywa Leny
W tej samej chwili

W dużej mierze ochrypnięta, ale szczęśliwa wróciłam do mieszkania. Jednak tam szybko poczułam się samotna, więc postanowiłam wyjść na spacer.
Pogoda była piękna, ale nie odczułam chęci spacerowania samej. Miałam ochotę kogoś odwiedzić. Ale kogo?
Rozmyślając, ruszyłam w stronę parku. Znałam ten zakątek najlepiej z całego miasta, ponieważ chodziłam tu przynajmniej raz dziennie. Zawsze spacer tutaj odprężał mnie, dzięki czemu anulowałam stres, który męczył mnie podczas studiów.
Z zamyślenia wyrwał mnie widok długowłosej blondynki, którą poznałam od razu. Była to Lila, znajoma z kilku wykładów. Zawsze siedziałyśmy na nich obok siebie, czasami podczas nudy rozmawiając ze sobą na różne tematy. Była zagorzałą kibicka, dlatego nie zdziwił mnie fakt, że miała w tym momencie na sobie „pasiak” – koszulkę, którą każdy kibic Resovii miał w swojej szafie.
- Hej, Lila! Co ty tu robisz? – zapytałam dziewczyny, gdy znalazłam się już w bliskiej odległości. 19-latkaę trochę przestraszyła moja obecność, ponieważ niezręcznie podskoczyła, zaskoczona moją obecnością. Ja również byłam zdziwiona, ponieważ widziałam ją w tym miejscu pierwszy raz.
- Cześć. Czekam na kolegę… - uśmiechnęła się dziewczyna i po chwili dodała: – Nie widziałam, że tu będziesz. Co tutaj robisz?
Parsknęłam śmiechem. Jakie to dziwne, że najbliższa mi osoba w mieście tak mało o mnie wie!
- Mieszkam w pobliżu. Właściwie codziennie tu chodzę, spaceruję, wiesz-odpędzam stres. – wytłumaczyłam ze śmiechem. – A co to za kolega, jeśli mogę wiedzieć? Znam go może?
- Och… Pewnie go znasz z widzenia. Trudno go nie zauważyć. Jest bardzo wysoki. – uśmiechnęła się. – Oto on! – wskazała nadchodzącego blondyna.
Na jego widok osłupiałam. Co w tym parku robił Piotr Nowakowski?


Siemanko. Coś tam nabazgrałam. Myślę, że zmieszczę to opowiadanie w 20 rozdziałach, ale nie jestem pewna. Jeśli tak się stanie, to rozdziały będą dłuższe, obiecuję. Jeżeli natomiast będą takiej samej długości, opowiadanie może liczyć 30 rozdziałów.

31.03.2015

Rozdział jedenasty

Perspektywa Leny
21/04/13 Rzeszów
Incydent z meczu z Delectą Bydgoszcz szybko wyleciał mi z pamięci, ponieważ obowiązki studentki bardzo ciążyły na moich barkach. Okazało się, że codziennie miałam wykłady w dwóch najróżniejszych porach dnia – o 7 nad ranem oraz 12 godzin później, przez co odsypiałam w środku dnia.
Studia były również powodem mojego szybkiego pożegnania z fotografią sportową, ponieważ często miałam obowiązkowe wykłady w trakcie meczy Resovii. Nie denerwowało mnie to ani trochę, nawet przywitałam to z ulgą, ponieważ ostatnio na Podpromiu zrobiłam niezłą aferę, z czego stałam się słynna fanom Resovii. Dodatkowo nie miałam ochoty widzieć się z Kamilem – mimo naszej krótkiej znajomości chłopak bardzo działał mi na nerwy. Nasza znajomość była jednym wielkim nieporozumieniem.
Mimo wszystko tęskniłam za Grześkiem – co może wydawać się bardzo dziwne, ponieważ znałam go nawet krócej niż Kamila, którego nie cierpiałam.
Moje pożegnanie z fotografowaniem na meczach siatkówki uznałam za koniec króciutkiego podrozdziału mojego życia, lecz często przyłapywałam się na tym, co by było, gdybym jednak pogodziła się z Kamilem? Czy znalazłabym pracę jako drugi fotograf mistrza Polski?
Od mojego zakończenia kariery fotografki rzeszowskich siatkarzy minęło zaledwie 3 tygodnie, a sezon ligowy siatkówki w Polsce już się zakończył drugim z rzędu Mistrzostwem Polski dla Resovii. Dzisiaj na rzeszowskim rynku wszyscy kibice mieli przywitać naszych mistrzów i podziękować im hucznie za drugie mistrzostwo. Pomyślałam, że również pójdę – w końcu muszę się przyznać, że śledziłam wyniki każdego meczu i bardzo ucieszyło mnie złoto dla Resovii. Gdyby ktoś mi powiedział miesiąc wcześniej, że będę interesować się w jakikolwiek sportem, puknęłabym się w czoło z politowaniem. Jednak teraz mogę szczerze przyznać – stałam się kibicem sportu, a szczególnie siatkówki. Wciągnęło mnie obserwowanie, jak – szczególnie mężczyźni – odbijają zwykłą piłkę. Sama nie byłam niska, bo mierzyłam ponad 170 centymetrów, dlatego czasami też zastanawiałam się, czy nadawałabym się do tego sportu. Jednak na mnie już było prawdopodobni za późno – dobiegałam dwudziestki i nigdy nie przepadałam za sportem, dlatego zostało mi jedynie kibicowanie.
Dochodziła już godzina 14. Do fety na rynku pozostało jeszcze dwie godziny, ale ja już ze swojego mieszkania słyszałam przyśpiewki, które wcześniej kojarzyłam z jednorazowej obecności na Podpromiu.
Zdawałam sobie sprawę, iż pójście na taką uroczystość zaledwie kilkudziestoma minutami przed samym przyjazdem siatkarzy oznacza obecność na końcach publiczności, ale nie przejmowałam się tym – przynajmniej Grzesiek, Kamil czy reszta moich znajomych z rzeszowskiej hali mnie nie zauważy.
Na fetę postanowiłam ubrać niedawno zakupioną koszulkę nazywana przez kibiców pasiakiem z numerem szesnastym, ponieważ po zapoznaniu się z życiorysami wszystkich siatkarzy najbardziej ujęła mnie osobowość Igły, stał się w pewnym rodzaju dla mnie autorytetem.
Oczywiście nie poszłam na spotkanie z Resoviakami w samym pasiaku. Założyłam również obcisłe dżinsy rurki oraz zwykłe sportowe buty. Nie brałam żadnej kurtki czy bluzy na koszulkę, ponieważ dzisiaj było bardzo ciepło, z resztą – nic dziwnego, w końcu był koniec kwietnia, kalendarzowa wiosna w pełni.
O godzinie 14:45 wyszłam spokojnie na ulice Rzeszowa, nie oczekując zbyt wiele, a właściwie liczyłam, że będę stać na samych końcach tłumu.
*
                Byłam gotowa na ogromne tłumy, ale to co zastałam przekroczyło granice mojej wyobraźni.
                Ulica Adama Mickiewicza, od której się kierowałam była pełna ludzi idących w stronę rynku, natomiast na samym końcu ulicy kończył się tłum kibiców.
                Stanęłam na samym końcu tłumu, ale ze smutkiem musiałam przyjąć do świadomości fakt, iż nic nie widziałam. Mimo mojego niemałego wzrostu musiałam przynajmniej stać na palcach aby cokolwiek widzieć zza tłumu, ale to i tak nie wystarczało.
                Jednak po chwili wszyscy zaczęli odwracać głowy w moją stronę, co mnie trochę irytowało i dziwiło. Już miałam pytać się, czemu na mnie patrzą, gdy sama odwróciłam się i zobaczyłam nadjeżdżający resoviacki autobus, z eskortą policji.
                Wszyscy zaczęli machać, wiwatować, śpiewać, krzyczeć i skakać na widok siatkarzy patrzących przez okna pojazdu. Nawet ja zaczęłam – najpierw delikatnie, a potem jak jakaś hotka – machać rękoma oraz krzyczeć:
                - Brawo chłopaki! Jesteście wielcy! Mistrz, mistrz Re-so-via! – na co wtórowała mi reszta kibiców.


Hej hej heeeej! Mój Boże, poślizg na tym blogu był mega długi. Pprzepraszam, przepraszam, przepraszam.
W ciągu tego ponad roku przerwy doszłam do wniosku, że nie nadaję się na pisarkę. Nie mam weny, nie mam czasu, nie mam chęci. Jednak, jeżeli na tym opowiadaniu znajduje się już 10 rozdziałów, to jakoś trzeba doczołgać się do końca...
Nie mam pojęcia, kiedy kolejny, ponieważ jeszcze go nie napisałam. Może napiszę w święta. Zależy czy będę mieć czas. Jeśli nie napiszę go w święta, to kolejny czas znajdzie się dopiero w maju, ewentualnie w wakacje.
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda x