15.06.2015

Rozdział czternasty

Perspektywa Grześka
24/04/13, mieszkanie Kosoka
Leżałem na łóżku w sypialni swojego mieszkania i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Zaledwie wczoraj odbierałem swój kolejny medal MP, a kilka godzin temu cieszyłem się z przyjęcia kibiców na rzeszowskim rynku. A teraz? Teraz czułem się jak jakiś nastolatek z depresją.
Popełniłem ogromny błąd, przyjeżdżając do Rzeszowa i nie wtapiając się w towarzystwo jak reszta moich kumpli z klubu. Zawsze tłumaczyłem się tym, że chcę się bardziej skupić na siatkówce, ale dopiero teraz musiałem przyznać przed samym sobą, że życie to nie tylko siatkówka, a nawet jeśli, to siatkówka to nie tylko sport. Kiedyś trzeba się odstresować, spędzić z kimś wieczór, popołudnie lub chociaż jedna chwilę.
Tylko z kim ja mógłbym spędzić chociażby chwilę? Z kim? Było wielu ludzi w moim życiu, ale zazwyczaj oni najpierw do niego wpadali, a potem wybiegali, jakbym ich odstraszał. I w sumie to była moja metoda. Od czasu wypadku moich rodziców, rozdzieleniu mnie z siostrą, nie wiedziałem co zrobić. Byłem zły na siebie za to, że nie próbowałem jej odszukać, ale zawsze miałem na to dla siebie dobrą wymówkę. W miarę z upływem lat moja chęć spotkania się z Mileną wzrosła, ale do chęci dochodził również lęk. Lęk o to, że siostra mi tego nie wybaczyła. Nie wybaczyła mi tego, że ją po prostu zostawiłem, jak zwykłego śmiecia. Rodzeństwo tak nie postępuje, prawda? Ja dopiero niedawno zdałem sobie z tego sprawę.
Leżąc bezczynnie i rozmyślając o przyszłości, moje myśli spłoszył krótki i stanowczy dzwonek do drzwi. Dźwięk był tak przeze mnie nieoczekiwany, że aż podskoczyłem na łóżku, słysząc go.
Zwlokłem się z materaca i szybkimi, długimi krokami dopadłem drzwi, po drodze przeglądając się w lustrze. Sprawdzałem, czy na mojej twarzy widać to, jak bardzo było mi w tym momencie smutno. Na szczęście moje minimalne zdolności aktorskie na coś się przydały. Wyglądałem, jak świeżo upieczony mistrz Polski powinien wyglądać.
Otwierając drzwi, zamarłem, a moja twarz nie potrzebowała już maski. W progu zobaczyłem osobę, której nigdy bym się nie spodziewał. Byłem zaskoczony, ale jednocześnie szczęśliwy.
- Co ty tu robisz? – zapytałem, oszołomiony widokiem dziewczyny.

Perspektywa Leny
W tej samej chwili, w tym samym miejscu
Nietrudno mi było znaleźć mieszkanie Grześka, ale z każdym kolejny krokiem bliżej jego drzwi, moja chęć odwiedzenia jego osoby malała. Gdy mi otworzył, pierwsza myśl, jaka wpadła mi do głowy to „Po jaką cholerę tu przyszłam? Tylko zawracam mu głowę!”.
- Cześć… Pomyślałam, że wpadnę. Piotrek mi dał twój adres. – uśmiechnęłam się nieśmiało.
Siatkarz był odrobinę zszokowany moją obecnością, ale po minucie wpuścił mnie do środka, przepuszczając w progu. Jego mieszkanie nie było duże, ale również nie było małe – po prostu średniej wielkości, w sam raz dla jednej osoby. Zaraz o wyjściu z malutkiego „przedpokoju” przeszliśmy do kuchni, która również nie była dużych rozmiarów. W kuchni znajdowało się kolejne wejście, znowu bez drzwi, do salonu, który był chyba największym pomieszczeniem w mieszkaniu. Na jednej ścianie znajdowało się mnóstwo medali i pucharów, z różnych etapów kariery sportowej Kosoka. Na drugiej ścianie mieściło się okno z widokiem na ulicę Rzeszowa oraz drzwi balkonowe, na kolejnej dwoje drzwi, a przy ostatniej meble z telewizorem, jakimiś książkami i nie tylko. Na środku pomieszczenia stała kanapa, a między kanapą i telewizorem stał stolik. Usiadłam na kanapie, którą wcześniej wskazał mi Grzesiek.
- Miło z twojej strony. – uśmiechnął się Kosok, siadając obok. – W sumie nie miałem co robić… - podrapał się po głowie i umilkł. Zapadła niezręczna cisza, w trakcie której myśleliśmy, co powiedzieć. Nie miałam pomysłu na rozmowę, jednak nie chciałam wciąż siedzieć w ciszy.
- Nie zastanawiasz się nad wakacjami? – zagaiłam, rozglądając się po salonie.
- Myślałem nad Hiszpanią, ale jeszcze nie jestem pewien. – westchnął siatkarz.
- Jeszcze tam nie byłam, ale myślę, że na pewno jest tam pięknie. – uśmiechnęłam się do szatyna.
- Też tak myślę. – odparł, oddając uśmiech. – Napijesz się czegoś? – zapytał, wstając. – Kawa, herbata, woda, sok?
- Z chęcią. Może być woda. – odpowiedziałam.
Gdy oddalił się nieznaczenie do pomieszczenia tuż obok, również wstałam i zaczęłam bliżej przeglądać jego trofea.
- Wow, sporo tego masz! – jęknęłam z podziwem na widok wszystkich medali i pucharów.
- Gdybyś zobaczyła medale na przykład Pita czy Igły, to byś tak nie powiedziała. – ni stąd, ni zowąd z moimi plecami zjawił się Grzesiek. Postawił szklanki z napojem na stolik, a sam podszedł bliżej mnie. – No, ale w sumie nie jest tego też tak mało. Widzisz ten puchar? – wskazał na małe trofeum stojąca naprzeciw mnie. – To moja pierwsza indywidualna nagroda jako zawodnika Resovii. Mam do niej sentyment. A ten… - wskazał na dość misterny medal, wiszący bardzo wysoko. – Ten medal zdobyłem po raz pierwszy w życiu. – poczułam się dziwnie, słysząc jak łamie się mu głos, jednak po chwili zaczęłam wątpić w to co słyszę, bo mówił znowu normalnie.
- Bardzo wysokie te półki. – westchnęłam patrząc w górę. Kilka pucharów czy medali trudno mi było zobaczyć, ponieważ znajdowały się wyżej niż moja głowa.

Grzesiek jakby czytał mi myślach. Bez jakiegokolwiek pytania wziął mnie w swoje ramiona i uniósł do góry.

1 komentarz: